Wszystko przez protesty przegranych w kolejnych postępowaniach. Najpierw nie udało się wyłonić wykonawcy mostu na Rędzinie. Oferta, która wygrała, zawierała niewielki błąd. Dotyczył kilkudziesięciu złotych. To wystarczyło, żeby oferent odpadł, a kontrakt przypadł protestującemu, którego oferta była droższa o... 124 mln zł. Co ciekawe, jego wybór zaskarżyły kolejne firmy. Wcale niewykluczone, że ostateczna propozycja będzie więc droższa od pierwotnie wybranej o 290 mln zł. O straconym czasie lepiej nie wspominać.
Sytuacja powtórzyła się przy następnym przetargu, dotyczącym odcinka drogowego obwodnicy. Mimo że rozdzielono go dwa etapy, to rozpisano go w jednym przetargu. I warunki części przetargu, dotyczącej odcinka lotnisko – Pawłowice zostały oprotestowane przez dwie firmy. Co ciekawe, wymagania wobec oferentów były takie same w przypadku obu odcinków, a jednak oprotestowany został tylko jeden fragment. Nie dziwi to jednak, gdy się okazuje, że będzie on niemal dwa razy droższy od odcinka Magnice – lotnisko. Będzie kosztował 1,13 mld zł.
Firmy, dla zdobycia intratnych umów, imają się każdej możliwości, żeby tylko znaleźć błędy, czy to w propozycji konkurencji czy też warunkach przetargu. Efekt jest taki, że inwestycja, która już dawno powinna ruszyć, wciąż jest na etapie wyłaniania wykonawcy. Co więcej, takie sytuacje zdarzają się nie niemal przy każdym większym przetargu. A wszystko zgodnie z prawem. Ustawa uchwalona przed laty miała w intencji zapobiegać nadużyciom przy przetargach. Obecnie służy głównie do tego, że przegrani protestują, wykazując zazwyczaj drobne uchybienia w ofertach konkurencji. Czas ucieka, inwestycje stoją w miejscu, a ostatecznie, są dużo droższe. Niestety, bez ingerencji ustawodawcy i zmiany prawa, niewiele się zmieni.