Ujęcia planów, miejsca i warunki w jakich wykonano zdjęcia opublikowane pod koniec września rzekomo przez rosyjskiego blogera na stronie livejornal ewidentnie pokazują, że wykonał je ktoś przy pomocy profesjonalnego sprzętu i mąjący pełny dostęp i swobodę pracy zarówno na miejscu katastrofy, jak i przy identyfikacji ciał czy w kostnicy.
Są prawdopodobnie fragmentem całego zbioru fotografii wykonanych w celu dokumentacji działań ekip prowadzących prace identyfikacyjne. Jakościowo bez zarzutu prezentują szersze plany z miejsca katastrofy, poszczególne fazy procesu odnajdywania i identyfikacji zwłok na miejscu, aż do zdjęć zwłok na stole w prosektorium i w prowizorycznych trumnach.
- Tych zdjęć nie mogła wykonać osoba przypadkowa, ktoś z technicznego zabezpieczenia miejsca katastrofy, służb medycznych czy straży. Autor nie robił ich ukradkiem, z komórki. To klasyczne zdjęcia dokumentacyjne, które zawsze wykonuje się w takich sytuacjach – powiedziała nam osoba, która we Wrocławiu od lat zajmuje się zawodowo dokumentowaniem miejsc wypadków i przestępstw. – Są to „zimne”, techniczne ujęcia mające maksymalnie wiernie zapisać wszelkie szczegóły związane z nagłą śmiercią. One nigdy nie powinny znaleźć się w sieci! U osób postronnych wywołują szok. Ja nawet nie chcę myśleć o reakcjach najbliższych…
Mimo zabiegów ABW, która twierdzi, że doprowadziła do zablokowania tych zdjęć na serwerach w Rosji i na Ukrainie oraz działań dyplomatycznych, by wstrzymać ten kuriozalny pokaz, przez cały czas, w kilka minut, makabryczne zdjęcia można w internecie wyszukać. I to nie tylko te umieszczone na domenach niemieckich, czy amerykańskich, ale także właśnie rosyjskich.
- Autor tych zdjęć miał pełną swobodę pracy, przemieszczania się po strzeżonym obszarze i możliwość przebywania poza nim w miejscach, do których nie mieli w tym czasie dostępu dziennikarze, rodziny ofiar, nie mówiąc już o osobach postronnych. Wykonywanie takiej dokumentacji, to normalna procedura przy poważnych wypadkach komunikacyjnych – twierdzi nasz rozmówca. – Zdjęcia nie były robione po to, by później epatować tą masakrą czytelników czy widzów. One miały ją zdokumentować i nigdy, nawet po latach nie powinny trafić do publicznego obiegu.
Szokujące fotografie obrazujące stan ciał kilkunastu ofiar, wśród nich dwie przedstawiające prawdopodobnie okaleczone zwłoki prezydenta Lecha Kaczyńskiego razem z opublikowanymi, znanymi już wcześniej kilkoma zdjęciami miejsca katastrofy, mają wg intencji autora czy autorów uprawdopodobnić tezę o dokonanej w Smoleńsku mistyfikacji. Katastrofy nie było, wszystko upozorowano – można przeczytać na stronie.
Pojawiły się także informacje o ofercie sprzedaży zdjęć jednemu z tabloidów. Z kolei portal Niezależna.pl informuje, że zdjęcia „wyciekły” do sieci z materiałów dowodowych zgromadzonych przez rosyjski MAK oraz że kilka dni temu zostały przekazane przez zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza ekspertom medycyny sądowej za granicą.
- Trudno mi powiedzieć, w jakim celu zostały opublikowane. Na pewno sprowokowały potworne emocje i znowu rozchwiały nastroje w Polsce, bo przecież nie w Rosji. Ich kontekst może też służyć próbie kompromitacji wszelkich teorii mówiących o jakichś celowych działaniach w Smoleńsku. Na pewno publikacja takich zdjęć dotyczących osób darzonych przez wielu szacunkiem, może być próbą odarcia ich z godności – może o to w tym chodziło… - zastanawia się nasz rozmówca.