Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Oszuści z tytułami

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Akademia Medyczna jest kolejną wrocławską uczelnią, która podpisała właśnie umowę z serwisem Plagiat.pl. Po zeszłorocznej aferze, kiedy byłemu rektorowi Akademii udowodniono, że popełnił plagiat pisząc swoją pracę habilitacyjną, to niewątpliwie słuszna decyzja uczelni. Czy jednak umowa z serwisem zlikwiduje coraz częstszy proceder przepisywania cudzych prac przez naukowców?

Prorektor ds. rozwoju Akademii Medycznej prof. Jacek Szepietowski ogłosił, że na uczelni powstała specjalna komisja, która ma przeciwdziałać plagiatom. Będzie prowadziła akcje informacyjne na temat ustawy o prawie autorskim. Członkowie komisji będą również aktywnie przeciwdziałać, tropić i wykrywać prace, które powstały poprzez naruszenie zasad przewidzianych w ustawie.

Powołanie komisji i podpisanie umowy to w dużej mierze wynik afery, o jakiej w zeszłym roku informowały media. Profesor Ryszard Andrzejak, ówczesny rektor Akademii Medycznej został oskarżony o popełnienie plagiatu. Jego prace skontrolowały różne zespoły naukowców, m.in. z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Były rektor na początku oskarżany był o kopiowanie obszernych fragmentów z prac profesora Zatońskiego i profesor Antonowicz-Juchniewicz. Później okazało się, że wykorzystywał również wiele innych opracowań – korzystał np. z pracy doktorskiej Ewy Lewczuk, która została napisana w 1979 roku. Kopiował również... samego siebie, dokonując tzw. autoplagiatu, co również nie jest dozwolone. W każdym przypadku nie podawał źródeł, nie odnotowywał, że przepisane fragmenty są cytatami. Jego rozprawa habilitacyjna była w istocie zbiorem cudzych prac, pod którymi umieścił swoje nazwisko. Rektor został pozbawiony stanowiska, nadal jednak jest wykładowcą na AM.

Akademia Medyczna jest kolejną wrocławską uczelnią, która w zdecydowany sposób zajęła się sprawą nierzetelności podczas powstawania opracowań, prac i rozpraw, na podstawie których pracownicy uczelni mogą uzyskiwać tytuły naukowe. Umowy z serwisem Plagiat.pl podpisały już Politechnika Wrocławska, Uniwersytet Ekonomiczny, Uniwersytet Przyrodniczy, Uniwersytety Wrocławski, Wyższa Szkoła Informatyki Stosowanej, Wyższa Szkoła Logistyki i Transportu.

Nie tylko zresztą świeckie uczelnie postawiły na tropienie nieuczciwości wśród naukowców. Taki proceder nie ominął również Papieskiego Wydziału Teologicznego, który także podpisał umowę z serwisem antyplagiatowym. W 2008 roku ówczesny prorektor ds. Naukowych ks. Andrzej Małachowski został przyłapany na plagiacie. Duża część jego rozprawy habilitacyjnej była kompilacją tekstów czterech innych autorów. Ks. Małachowski zrezygnował z funkcji prorektora i odszedł z uczelni.

Pomocne narzędzie

Do Internetowego Systemu Antyplagiatowego dołączyło już ponad 120 uczelni z całej Polski. Czy system jest rzeczywiście niezawodny i pomocny w udowadnianiu plagiatów?

- Niewątpliwie to bardzo pomocne narzędzie w wykrywaniu nierzetelności naukowców – tłumaczy prof. Zdzisław Kowalczuk z Polskiej Akademii Nauk. - W ciągu doby pozwala stwierdzić, czy poszczególne partie tekstu były już wykorzystywane w innych pracach, które są wprowadzone do systemu. Nie zastąpi to jednak wzajemnego kontrolowania się przez naukowców. Niestety system nie oduczy złych praktyk, pozwoli tylko na większą kontrolę. Jeżeli ktoś będzie chciał popełnić plagiat, to będzie w stanie oszukać system zmieniając chociażby poszczególne słowa czy sformułowania w kopiowanych fragmentach. Plagiator bardziej się może napracuje, ale nie oduczy się w dalszym ciągu uczciwego podejścia do swojej i innych pracy. Będziemy mieli więc do czynienia już nie z przepisywanie tekstu, tylko z kopiowaniem pewnych idei, rozwiązań czy założeń. A to również jest forma plagiatu.

Nierzetelni naukowcy będą więc mieli nieco pod górkę. Program Plagiat.pl generuje bowiem raport prawdopodobieństwa. Wrzuca się daną pracę do systemu, który porównuje fragmenty tekstów. Następnie wyświetlana jest lista zapożyczeń oraz pełny tekst sprawdzonego dokumentu z oznaczeniem skopiowanych fragmentów.

- To oczywiście nie oznacza od razu, że praca jest plagiatem – dodaje prof. Zdzisław Kowalczuk. - Wyniki raportu sprawdza następnie promotor, u którego praca jest broniona, ewentualnie specjalna komisja, która bada doniesienia o nierzetelności naukowej.

Mentalność plagiatora

Nawet najlepszy system kontrolny nie wykorzeni jednak w naukowcach pokusy przywłaszczania sobie cudzych tekstów. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego afery plagiatowe są wręcz na porządku dziennym na polskich uczelniach?

- Głównie dlatego, że uczelnie nie karzą w odpowiedni sposób nieuczciwych naukowców – mówi dr Daniel Gmiterek, historyk. - Profesor Andrzejak z Akademii Medycznej nadal uczy studentów. Jego odwołania domagał się m.in. związek Solidarność, ale jak na razie nic z tego nie wyszło. Popatrzmy tymczasem na uczelnie na zachodzie Europy, a przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Tam, gdy naukowiec zostanie przyłapany na plagiacie traci wszystko – wszelkie funkcje jakie sprawował na uczelni, zostaje pozbawiony tytułu naukowego, jeżeli plagiat został popełniony podczas jego obrony. No i to, co najważniejsze – dostaje tzw. wilczy bilet. Nie zatrudni go już żadna uczelnia, jego kariera jest skończona – może co najwyżej zatrudnić się w pizzerii albo w barze. To brzmi dość dramatycznie, ale takie są realia i dzięki nim praktycznie nikt nie decyduje się na popełnianie plagiatu.

Kolejnym elementem sprzyjającym nieuczciwemu wykorzystywaniu cudzych opracowań jest nasza mentalność.

- To zaczyna się już na poziomie szkoły podstawowej – mówi prof. Zdzisław Kowalczuk. - Wśród polskich uczniów i studentów ściąganie, przepisywanie, pisanie na zamówienie prac dla innych i wszelkie inne formy manipulacji są permanentne. Rodzice i nauczyciele patrzą na to przez palce, twierdząc wręcz, że jest to forma zaradności. Tymczasem generuje to niedouczonych cwaniaków. Afery z pracami doktorskimi czy habilitacjami, dotyczącycmi szczególnie rektorów, czy innych osób sprawujących wysokie funkcje na uczelniach, to wierzchołek góry lodowej. Wielu szeregowych pracowników naukowych popełnia plagiaty przy innej okazji – pisząc wnioski o dofinansowanie, grant czy publikację. Liczą, że nikt się nie zorientuje, i najczęściej tak jest. A nawet gdy ktoś się zorientuje, sprawa jest załatwiana w zaciszu gabinetów, gdzie dochodzi, do różnego rodzaju "porozumień". Największym jednak dramatem są prace magisterskie. Według mnie połowa dysertacji na każdej uczelni to plagiaty – kompilacje różnych tekstów, idei, zapożyczeń i wniosków. Pół biedy, gdy taki magister idzie w świat, pracuje poza uczelnią – jest weryfikowany w różnego rodzaju firmach, instytucjach za to co potrafi. Gorzej jeżeli plagiator ma ambicję pozostania na uczelni. Złych nawyków wyniesionych jeszcze ze szkoły podstawowej i studiów raczej się już nie oduczy. Dlatego w naszym kraju plagiat naukowy to taka permanentna sprawa.

Lawina oszustw

Plagiatów na polskich uczelniach jest więc mnóstwo, a jak zapowiada znany polski tropiciel nieuczciwych naukowców – będzie jeszcze więcej.

- Moim zdaniem będziemy mieli do czynienia z dramatycznym wzrostem oszustw naukowych - mówił dwa miesiące temu, podczas wykładu we Wrocławskim Instytucie Informatyki dr Marek Wroński, od kilkunastu lat wykrywający plagiaty. - Czasy są trudne, zaostrza się walka o granty naukowe, dofinansowanie projektów itp. To dotyczy głównie tych mniej zdolnych naukowców, którzy będą fałszowali badania czy przepisywali cudze teksty.

Dr Wroński od ponad dziesięciu lat jest autorem serii "Z archiwum nierzetelności naukowej" publikowanej w miesięczniku "Forum Akademickie".

Podczas wykładu "plagiatowy tropiciel" chciał przede wszystkim zaszczepić słuchającym go studentom etos rzetelnego naukowca. Twierdził też, że prędzej czy później każdy plagiat zostanie wykryty. Podawał przykłady fałszowania wyników badań.

- Wiele z nich jest także poprawiana i zmieniana pod pasującą akurat plagiatorowi tezę – mówi dr Wroński. - Pewien naukowiec z Akademii Medycznej w Katowicach przepisał wyniki badań dotyczące raka trzustki, ale zmienił go na... raka szyjki macicy. Mimo oczywistych nieprawidłowości w materiale, tekst został dobrze oceniony i opublikowany.

Inny naukowiec napisał w sumie 200 prac, z których jedna czwarta okazała się plagiatami, które zostały wykryte przez dr Wrońskiego. Zdarzały się przypadki oddawania swoich prac, pisania na zamówienie – generalnie całe spektrum niedopuszczalnych prawnie i etycznie zachowań.

- Możemy tropić, stosować systemy, ale to nie wykorzeni nieuczciwości, dopóki będzie na nie społeczne przyzwolenie – podsumowuje dr Daniel Gmiterek. - Warto sobie zdać jednak sprawę z tego, że oszustwem działamy tylko na swoją niekorzyść. Nie chodzi już o to, że zostaniemy przyłapani na plagiacie. Ściągając czy przepisując powodujemy, że jesteśmy niedouczeni. Nasza wartość na rynku pracy będzie więc o wiele mniejsza.


RW



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl