kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.
Ostatnie podwyżki cen biletów wrocławskie portfele odczuły w 2008 roku. - Od tego momentu koszty funkcjonowania komunikacji wzrosły o 25 proc. Chodzi m.in. o 25 proc. wzrosły ceny paliwa i 23 proc. energii elektrycznej, co generuje koszty komunikacji miejskiej, nie wspominając już o rosnących płacach, inflacji (15 proc. w latach 2008-2011) czy podatku VAT oraz akcyzy na olej napędowy – wymienia Katarzyna Sarka, rzecznik prasowy urzędu miejskiego. - I o tyle właśnie wzrosną ceny niektórych biletów.
Źródła finansowania komunikacji miejskiej są dwojakie. W 2011 roku Wrocław wydał na ten cel około 300 mln zł: 125 mln pochodziło ze sprzedaży biletów, resztę dołożyło miasto z budżetu.
- Szacujemy, że wpływy z biletów na koniec 2012 r. powinny wynieść ok. 140 mln. zł – mówi rzecznik. - Chcielibyśmy, żeby wpływy z biletów mniej więcej w połowie pokrywały koszty funkcjonowania komunikacji zbiorowej.
Mieszkańcy oburzeni
Bilet normalny zdrożeje z 2,40 zł do 3 zł, co daje wzrost o 25 proc. Zlikwidowany zostanie bilet 30 – dniowy za 80 zł. W zamian mieszkańcy będą mogli kupić ten za 98 zł, obejmujący nie tylko linie normalne, ale i pospieszne.
- Dokładnie przejrzałem listę biletów, które zostają – powiedział pan Michał, mieszkaniec Leśnicy. - Do likwidacji idzie też bilet 24 godz. za 8 zł, który uprawniał do jeżdżenia liniami normalnymi. Z kolei wersja z pośpiesznymi drożeje z 10 na 11 zł. Chciałbym się zapytać, po co mi bilet na pośpieszne jak mieszkam w okolicach Leśnicy? Tu nic takiego nie jeździ od kilkunastu lat. Od lat też nie ma pośpiesznych np. na Nowy Dwór.
- Jeżdżę tylko liniami normalnymi – dodaje pani Maria. - Teraz muszę kupić co miesiąc bilet droższy o prawie 20 zł. To trochę tak, jakby zrobili kolejną podwyżkę, ale w zamian dodali mi codzienne rejsy Odrą. Wszystko super, tylko że one, tak jak i linie pośpieszne, nie są mi potrzebne.
Oprócz podwyżek cen związanych z użytkowaniem komunikacji miejskiej, urzędnicy podają jeszcze jeden argument za takim rozwiązaniem. - Chodziło o uproszczenie taryfy biletów okresowych i pozostawienie głównie biletów obejmujących możliwość korzystania z całości systemu komunikacji miejskiej Wrocławia – poinformowała Katarzyna Sarka.
Czy oznacza to, że urzędnicy na siłę chcą nas uszczęśliwić przejazdami liniami pośpiesznymi? Najwyraźniej... Jeśli jednak przyjrzymy się likwidacji biletu za 80 zł z ekonomicznego punktu widzenia, to pasażerowie komunikacji miejskiej „wychodzą” na plus. Gdyby cena biletu za 80 zł wzrosła jak większość o 25 proc., kosztowałby równo 100 zł. Kupując więc w maju bilet za 98 zł, wrocławianom zostaną 2 zł w kieszeni, a w gratisie otrzymają linie pośpieszne.
8 proc dla Mennicy
Mennica Polska w ramach umowy z gminą Wrocław otrzymuje 8 proc od kwoty sprzedanych biletów. Jest to najwyższy w Polsce odsetek w porównaniu z Warszawą czy Krakowem, jednak zdaniem urzędu miejskiego trudno jest sprowadzić te systemy do jednego mianownika.
Warszawska Karta Miejska obsługuje tylko bilety okresowe oraz opłaty parkingowe, kiedy w stolicy Dolnego Śląska możemy z urbancard kupić bilety do zoo, aquaparku, wypożyczyć rower miejski czy książki w bibliotekach. Drugą zasadniczą różnicą jest fakt, że w Warszawie Mennica jest tylko i wyłącznie operatorem sieci sprzedaży biletów, i to nie całej, a jej fragmentu. Obsługą pasażera zajmuje się bezpośrednio Zarząd Transportu Miejskiego, bilety w automatach sprzedają dwie firmy, a przez komórkę - aż trzy. W przypadku Wrocławia cała sieć sprzedaży zarządzana jest przez jednego operatora, który zaprojektował, wykonał, obsługuje i serwisuje cały system, obejmujący automaty stacjonarne, obsługę pasażera, automaty mobilne i doładowania kupione przez internet. Należy także pamiętać, że system w Warszawie był budowany od 1994 r. przez firmę Monetel (a właściwie od 1998 r.), która zainstalowała za 91 mln. zł we wszystkich autobusach i tramwajach oraz w metrze kasowników elektronicznych i biletów papierowych z paskiem magnetycznym. U nas wdrożenie systemu trwało niecałe 5 lat, w tym niemal przez 4 lata rozwiązywano kwestie prawne.
Zamieszkanie z biletomatami
Mennica Polska jest właścicielem 900 biletomatów, w tym 100 automatów stacjonarnych i 800 automatów mobilnych. Wrocław nie zapłacił, ani nie płaci za nie nawet złotówki. Zarówno w Krakowie, jak i w Warszawie to miasto jest ich właścicielem. Jednak sam zakup sprzętu, jego zamontowanie i uruchomienie kosztowałoby nas 30 mln zł. Koszty te należałoby powiększyć o 3,5 - letnie koszty utrzymania systemu (a przez pół roku – utrzymywania starego modelu sprzedaży i nowego), a także o prowizję dla 240 punktów sprzedaży, operatora sprzedającego bilety w telefonii komórkowej oraz prowizję dla operacji dokonywanych kartami płatniczymi, które również średnio wynosiłyby 5 proc. wartości sprzedaży. W ten sposób pieniądze, które musiałaby zapłacić gmina Wrocław, byłyby wielokrotnie większe niż przy obecnych rozliczeniach.
- Zdecydowanie obniża to nasze koszty związane z wprowadzeniem całego systemu – tłumaczy rzecznik. - Dzięki takim rozwiązaniom nie pokrywamy strat oraz kosztów związanych z utrzymaniem tj. koszty obsługi, czynsze i opłaty, etc.
Na razie miasto nie ma w planach wykupienia od Mennicy biletomatów. Niepokoi to jednak mieszkańców, gdyż w 2013 roku skończy się umowa operatora z miastem. Czy oznacza to, że w razie niepodpisania kolejnej automaty z dnia na dzień znikną z ulic, zostawiając nas z urbancard, które będą wtedy tylko kawałkami plastiku? Czy Wrocław jest skazany na Mennicę? Teoretycznie tak, ale w praktyce miejskiemu partnerowi również będzie zależało na przedłużeniu umowy. W momencie jej rozwiązania Mennica zostałaby z 900 biletomatami, z którymi de facto nie będzie miała co zrobić.
Nadwyżkę zgarnia operator
Przy okazji podwyżki cen biletów jak bumerang wróciły szczegóły umowy, dotyczące podziału dochodów ze sprzedaży biletów. Bito na alarm, że na podwyżce wrocławskich biletów zarobi przede wszystkim Mennica. Nie jest to jednak do końca przesądzone.
- Przy przekroczeniu progu dochodów ze sprzedaży biletów w wysokości 140 mln zł, Mennica Polska otrzyma prowizję w wysokości 50 proc., ale jedynie od nadwyżki ponad kwotę 140 mln zł brutto w trakcie roku kalendarzowego – dodaje Katarzyna Sarka. - Kwota 140 mln zł brutto, a kwota planowanych dochodów na 2012 r. z uwzględnieniem podwyżki cen biletów to 140 mln zł, zatem przekroczenie tej kwoty nie jest przewidywane. Prowizja 50 proc. dotyczy jedynie nadwyżki powstałej w konkretnym roku kalendarzowym, więc przy obecnym założeniu planu dochodów takiej wypłaty prowizji nie przewidujemy. Umowa z Mennicą kończy się w dniu 2 grudnia 2013 r., a zatem jedynie rok 2012 może spowodować zbliżenie się do kwoty określonej w umowie, ale nie oznacza to jej przekroczenia.
Głosowanie nad podwyżkami cen biletów komunikacji miejskiej zaplanowano na połowę lutego. Zdaniem opozycji wyrażenie zgody na proponowane ceny jest niezgodne z dotychczasową polityką miasta, kładącą nacisk na rezygnację z samochodów na rzecz tramwajów i autobusów. Okazuje się bowiem, że za hucznie kupione skody i volvo zapłacą teraz sami mieszkańcy. Radni PO zapowiadają już, że przyjrzą się bacznie planom inwestycyjnym i zadłużeniu MPK. A my, mieszkańcy, poczekamy na rozwój wydarzeń...
