Straż powołano 25 września 1991 roku. Prezydent Bogdan Zdrojewski nadał jej statut określający prawa i obowiązki. Trzy lata później w niemieckiej prasie pojawiły się informacje, że na wrocławskich bazarach można kupić materiały promieniotwórcze. Strażnicy ruszyli w teren z licznikami Geigera. Uranu i plutonu nie znaleziono. Była to jedna z najbardziej spektakularnych akcji wrocławskiej straży.
Funkcjonariusze wzywani są do osób pijanych, udzielają pomocy bezdomnym, zabezpieczają imprezy, egzekwują opłaty parkingowe i zakładają blokady na nieprawidłowo zaparkowane auta.
Zdarzają się też niebezpieczne interwencje.
- Podczas patrolu w Rynku dla żartów skoczył nam na plecy młody mężczyzna. Runął z dużą siłą i prawie wywróciliśmy się z kolegą. Incydent był dosyć poważny i sprawa trafiła do sądu - opowiada inspektor Bogusław Pyrek, strażnik osiedla Stare Miasto.
Pewnego razu do Rejonowego Biura Pracy wtargnął mężczyzna z nożem. Groził urzędnikom, że poderżnie im gardła. Rozpoczęły się negocjacje, które okazały się bezskuteczne. Strażnikom udało się jednak obezwładnić bandytę.
W styczniu w 1998 roku strażnik został zepchnięty przez barierkę na klatce schodowej i spadł z 3 piętra. Upadek przeżył. W tym samym roku nosiciel wirusa HIV ukłuł strażnika skażoną igłą. Specjalne medykamenty sprowadzono samolotem z Warszawy.
- Istnienie od 20 lat straży jest dowodem, że instytucja jest potrzebna, przetrwała różne burze i zawieruchy. Cały czas dynamicznie się rozwija. Z rok na rok mamy coraz więcej interwencji - informuje Sławomir Chełchowski, rzeczni straży miejskiej.
Wrocław ma 280 funkcjonariuszy. Na ich wyposażeniu obronnym jest pałka tonfa, kajdanki i ręczny miotacz gazu CS. Podczas specjalnych akcji strażnicy mogą być doposażeni w broń gazową.