Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Polegliśmy?

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Walka bokserska Adamek kontra Kliczko miała być sprawdzianem dla służb i MPK. Czy wyszły z tego starcia "z tarczą" czy "na tarczy"? Subiektywnie o imprezie.
Polegliśmy?
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Zachęceni przez informacje pojawiające się w mediach zostawiliśmy auto w centrum, by dalej ruszyć komunikacją miejską. Już w tramwaju nastąpiło zderzenie z rozochoconym tłumem kibiców, najwyraźniej ćwiczących doping. Promile krążące w ich krwi powodowały, że znaczna część pasażerów, na których składali się nie tylko ci, jadący na stadion, skupiła się wokół motorniczego. Wrzaski, co czeka Kliczkę, rozwiały nadzieje na pozytywny doping. Skład tramwaju plus zapełnił się przy Astrze. Ci, którzy wybrali autobusy, stali w korku, ciągnącym się wzdłuż parku Zachodniego. "Nasi" kibice pootwierali okna i porozumiewali się z nimi za pomocą dla mnie niezrozumiałych okrzyków.

Pierwsze stragany z szalikami, czapeczkami i innymi gadżetami ustawione już były przy skrzyżowaniu Lotniczej z Papierniczą. Na pętli tramwajowej połknął nas tłum. Przy hotelu Etap męska część widowni urządziła sobie toaletę, załatwiając się wzdłuż całego murku. Policjanci z samochodami byli jak na razie porozstawiani tylko na skrzyżowaniach. Aby dojść na stadion z Lotniczej trzeba skręcić na swoistą kładkę, która stanowiła "wąskie gardło". Wszystko byłoby dobrze, ludzie szli spokojnie, nawołując się komórkowo lub wrzaskami, gdyby nie brak jakiegokolwiek oświetlenia lub wolontariuszy, którzy pokierowaliby nas dalej.

Przy zejściu z kładki czekały na nas pierwsze bramki. Mimo okrzyków "jedna osoba, jeden bilet" naród nie stosował się do tej zasady, co powodowało zatory. Urwali nam kawałek z biletu i przepuścili dalej. W przestrzeni między tą a kolejną bramką pojawiły się kupki śmieci. Nie zauważyłam ani jednego kosza czy nawet worka, gdzie można byłoby wyrzucić butelki, które z uporem maniaka próbowano wnosić. Policji w mundurach nadal nie było widać, a ochroniarze stali tylko i wyłącznie wzdłuż ogrodzenia, nie zwracając uwagi, co działo się za nimi. 10 metrów ode mnie, a 20 metrów od nich kibic, który wybitnie miał już dość, wymiotował obok butów współtowarzyszy. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Kolejna bramka, na które zgięto nam kawałek biletu. Tutaj sprawdzano torby i plecaki. Nie kontrolowano natomiast szerokich kieszeni bojówek, w których przynajmniej jedna butelka, by się zmieściła. Nie wspominając o racach czy nożu. To przeoczenie mogło organizatorów drogo kosztować. Przed stadionem ustawiony był namiot, gdzie można było kupić w plastikowym kubku piwo. Potem nie było już to możliwe. Tutaj też zobaczyłam policjantów - stali w czwórkę zbici w grupkę. Pod samym stadionem kolejne bramki. Tym razem bilety poddano kontroli kodów paskowych. Otrzymaliśmy również opaski na rękę.

Wnętrze stadionu robiło niesamowite wrażenie. Można go obejść dookoła nie tylko na poziomie 0, lecz również i wyżej. Aby móc kupić coś do picia czy do jedzenia, należało najpierw zamienić pieniądze na żetony (1 żeton to 8 zł) i potem w kawiarenkach zamieniać "stadionowe paciorki" na hamburgery, hot dogi i colę. Z jednej strony rozwiązanie to rozładowuje tłum, który kłębiłby się tylko przy jadłodajni. Z drugiej jednak stoi się w dwóch kolejkach, co zasadniczo wydłuża czas. Jak już mogę się przyczepić do szczegółów, to jedzenie mogłoby być cieplejsze i lepiej przygotowane, a nie na wpół surowe. Nachos były w porządku.

Znalezienie odpowiedniego sektora nie było łatwe. Oznaczenie zostały bowiem wypisane kredą po zewnętrznej stronie schodów, więc dla ludzi, chodzących dookoła płyty, były one niewidoczne. Przy każdych schodach stał jednak pracownik, który służył pomocą. Miał także mapę, dzięki której tłumaczył drogę.

Miejsca mieliśmy wysoko, ale dzięki telebimom mieliśmy nadzieję wszystko zobaczyć. Niestety podczas walk poprzedzających tę najważniejszą, ekrany nie zawsze pokazywały to, co działo się na ringu. W zamian podziwialiśmy po 5 razy reklamówkę. Widownia znalazła sobie jednak wypełniacz czasu i między okrzykami "telebim" czy "gdzie jest obraz" 40 tys. ludzi bawiło się w wielką falę. Jedyna przerwa okrzykach i machaniu rękami następowała, gdy fala dochodziła do lóż. Nie obyło się również bez przepychanek, gdy okazało się, że kilku barczystych kibiców podsiadło nie swoje miejsca. Gdy przyszli prawowici właściciele miejsc, dopiero półgodzinna dyskusja z użyciem gróźb wezwania ochroniarzy spowodowała, że grupa młodych kibiców udała się na swoje miejsca.

Doping podczas walki Adamek - Kliczko przeszedł moje oczekiwania. Zanim bokserzy weszli na ring, rozległy się hymny Polski i Ukrainy. Minutą ciszy uczczono zmarłych tragicznie w wypadku lotniczym w Rosji. Bokserzy wchodzili na ring przy akompaniamencie piosenek i w świetle sztucznych ogni. Wrzaskiem powitano słynne słowa konferansjera: " Let's get ready to rumble". Rywal górala zdawał się mieć przewagę od początku. Krzyki "Adamek", "Góral", "Jesteśmy z Tobą" rozbrzmiewały przez całą walkę. Sędzia zdecydował o nokaucie technicznym, a tłum zaintonował "Nic się nie stało". "To chyba powinien być nasz hymn narodowy" - usłyszałam komentarz.

Teraz przed nami stanęło największe wyzwanie - powrót. Tramwaje czekające na kibiców stały w długiej kolejce na pętli. Jednak problem stanowiła, po raz drugi tego wieczoru, wąska kładka prowadząca na ul. Lotniczą. Przed nią stał pracownik z megafonem, który zatrzymał tłum, by pomóc rozładować korek na mostku. Część ludzi nie posłuchała go i poszła dalej, jednak nie na kładkę. Skierowali się pod wiadukt, by wejść na ulicę po drugiej stronie. Płotek odgradzający teren budowy od trasy z Leśnicy, leżał na ziemi. Kibice balansowali, przechodząc po nim. Do pokonania była tylko barierka energochłonna, która sprawiała problemy, gdyż jej wysokość powodowała, że trudno było przejść zarówno pod nią, jak i nad nią . Na wiadukcie stali policjanci i strażacy.

Tłum zapełnił czteropasmową Lotniczą tak, że na początku nie było nawet gdzie szpilki wcisnąć. Tramwaje wypełnione ludźmi stały na przystanku, bo kibice blokowali szyny. Autobusy z kolei stały w korku przy skrzyżowaniu z Bajana. Policjantom udało się mniej więcej po kwadransie uruchomić komunikację miejską.

Kiedy zaparowane tramwaje mijały nas, spokojnie szliśmy wzdłuż Legnickiej. Tam właśnie minął nas skład wymalowany w uśmiechnięte buźki, ogłaszający ile lat działa wrocławskie MPK. Na jednym z przystanków ktoś z pasażerów zadął w trąbkę. Zapewne tylko cud mógł go uratować przed linczem ze strony jego komunikacyjnych towarzyszy. Na całej trasie do pl. Strzegomskiego widziałam dwa patrole. Trzy karetki usiłowały przepchnąć się przez sznurek aut w stronę stadionu. McDonald przy stacji BP na Legnickiej był czynny, ale tylko jeśli chodzi o McDrive. Samochody spokojnie stały w kolejce wraz z kibicami.

Co bym usprawniła? Przede wszystkim może istniałaby możliwość wydzielenia jednego pasa na Lotniczej tak, by mogły nim się poruszać samochody specjalne oraz komunikacja miejska. Dodatkowo czasami sam widok policjanta działa jak zimny prysznic, a oni nie byli zbyt widoczni. Na większości europejskich stadionów wchodzi się przez wąskie przejścia powoli, lecz wychodzi jak najszybciej i jak najszerzej. We Wrocławiu niestety wychodzi się powoli i mozolnie.

Uwierzyłam miastu, by skorzystać z komunikacji miejskiej. Spacer od stadionu do rynku zajął nam mniej więcej godzinę.


aw



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl