Przygotowanie tysiąca papierowych pozwów do sądu zajmowało wcześniej 24 strony A4 i trwało ponad tydzień. Każdy pozew musiał być podpisany przez zarząd, kartki wydrukowane, pospinane i zawiezione autem do sądu. Dziś tysiąc pozwów przygotowuje się w kilka minut. Spakowany plik z danymi gapowiczów, opatrzony podpisem elektronicznym, jednym kliknięciem jest wysyłany do e-sądu. Ten, w ciągu 48 godzin, a nie jak to miało miejsce wcześniej - w ciągu dwóch tygodni, wydaje wyrok. To tak zwany nakaz zapłaty, dzięki któremu gapowicza można ścigać przez 10 lat!
- W październiku 2010 jako jedno z pierwszych przedsiębiorstw komunikacyjnych w Polsce rozpoczęliśmy współpracę z pierwszym polskim e-sądem. Dotyczy ona oczywiście windykowania kar za jazdę bez biletu i kierowania pozwów przeciwko gapowiczom do sądu – tłumaczy Agnieszka Korzeniowska, rzecznik prasowy MPK.
W pierwszej połowie tego roku kontrolerzy przyłapali prawie 37 tys. osób podczas jazdy komunikacją miejską bez biletu. - Do 30 czerwca 2011 roku złożyliśmy w sądzie ponad 5 tys. pozwów. Przy czym w tym samym okresie ubiegłego roku – 1100 – dodaje Agnieszka Korzeniowska.
Aż dwa tysiące spraw trafiło do komornika, podczas gdy w ubiegłym roku było ich niewiele ponad 700. To przekłada się na konkretne kwoty. Jeszcze w czerwcu 2010 roku miesięczne wpływy z windykacji, czyli wpłaty gapowiczów, zamykały się kwotą około 200 tys. zł miesięcznie. Dziś jest to 350-380 tys. zł miesięcznie, czyli niemal dwa razy więcej.
- Jeszcze ciągle są ludzie, którzy ignorują nasze wezwania do zapłaty, bo myślą, że dzięki temu całą sprawę odwleką w czasie, a może w ogóle uda im się uniknąć kary. A potem ze zdziwieniem czytają wyrok sądu. Ten już robi wrażenie - wyjaśnia rzecznik MPK. - Po każdej takiej paczce do e-sądu telefony w MPK się urywają. Ludzie dzwonią i proszą o podanie numeru konta do wpłaty. Często jest to ich pierwszy wyrok sądowy w życiu.