Oczywiście nasza klasyfikacja to tylko zabawa, ale... oparta na solidnych podstawach - meczowych statystykach oraz poziomie i stylu gry, jaki poszczególni gracze prezentowali przez cały sezon. Ponadto, należy pamiętać, że Orest Lenczyk przejął drużynę dopiero w 8. kolejce. Trudno jednak zaprzeczyć, że wynik osiągnięty przez Śląsk to w dużej mierze jego zasługa. No i, rzecz jasna, samych piłkarzy. A więc....
ASY
Piotr Celeban zagrał we wszystkich meczach Śląska od pierwszej do ostatniej minuty. Był ostoją defensywy, najrówniej grającym zawodnikiem, który nie schodził poniżej pewnego poziomu. Bardzo groźny przy stałych fragmentach gry, czego efektem były cztery strzelone bramki. Szkoda, że nie dostał prawdziwej szansy od selekcjonera Franciszka Smudy.
Marian Kelemen być może był nawet najlepszym bramkarzem w całej lidze. Co prawda zdarzyło mu się kilka wpadek, po których wrocławianie stracili bramki, jednak zazwyczaj był bardzo mocnym punktem Śląska. Wiele zwycięstw uratował dla drużyny niemal w pojedynkę.
Sebastian Mila – mózg Śląska. To on odpowiadał za ofensywną grę drużyny i świetnie się z tej roli wywiązywał. Zawodnik dysponujący jednym z najlepszych „ostatnich podań” w lidze oraz umiejętnością dokładnych dośrodkowań. Plus cztery gole, a zwłaszcza bramka w meczu z Legią w Warszawie.
Przemysław Kaźmierczak, mimo że grał jako defensywny pomocnik, w polu karnym gości popisywał się niesamowitym instynktem strzeleckim. Gdyby nie kontuzja powalczyłby nawet o koronę króla strzelców. Miał większe wahania formy niż Mila, ale świetnie się uzupełniali w środku pola. Dysponował świetnym długim podaniem.
KRÓLOWIE
Cristian Diaz miał wejście smoka na początku sezonu. Później dwie kontuzje wyeliminowały go z gry na wiele kolejek. Długo nie mógł wrócić do formy, ale końcówkę sezonu miał piorunującą, kiedy w dwóch meczach strzelił 5 bramek! Lis pola karnego dysponujący świetną techniką.
Piotr Ćwielong początek sezonu miał średni. Grał, ale nie mógł ustabilizować formy na wysokim poziomie. Później wypadł ze składu. Na wiosnę spisywał dużo lepiej. Bardzo aktywny na skrzydłach, często był motorem napędowym drużyny.
Piotr Fojut był mniej efektowny niż Piotr Celeban, ale też mniej angażował się w grę ofensywną. Z zadań defensywnych, przez większą część sezonu, wywiązywał się więcej niż przyzwoicie, a z Celebanem stworzył jedną z najlepszych par stoperów w lidze.
Dariusz Sztylka. Nie miał miejsca u Tarasiewicza i wskoczył do składu na mecz z Wisłą w debiucie Oresta Lenczyka. I już miejsca nie oddał, aż do momentu, w którym zmogła go kontuzja. Świetny w rozbijaniu ataków rywali, słabszy w wyprowadzaniu piłki. Ale dwie bramki strzelił.
DAMY
Amir Spahić wygrał na początku sezonu walkę o miejsce na lewej flance z Mariuszem Pawelcem. Aż do kontuzji spisywał się dobrze, dodatkowo z dużym zacięciem do ataków po skrzydle. Później wrócił do składu, choć nie był już tak pewny w swoich interwencjach. Jednak często to wynikało z faktu, że grał nie na „swojej” pozycji.
Waldemar Sobota.Z jednej strony, jako debiutant - jedno z odkryć ligi. Świetny początek, gdy zachwycał swoimi dryblingami i nieszablonowymi zagraniami. Później z formą bywało różnie, ale zawsze, nawet gdy wchodził z ławki, był groźny. Czasami raził samolubną grą i zbyt wielkim zamiłowaniem do kiwki.
Tadeusz Socha. Na początku przegrał miejsce w jedenastce z Krzysztofem Wołczkiem i, podobnie jak Sztylka, do składu wrócił na Wisłę... jako defensywny pomocnik. Po kontuzji Wołczka zajął jego miejsce na prawej obronie. Większość sezonu poprawna, dodatkowo zawsze zaangażowany w akcje ofensywne. Nieco obniżył loty pod koniec rozgrywek.
Marek Gancarczyk. U Tarasiewicza grał ogony, później zupełnie wypadł ze składu. Wrócił na dobre w trzeciej części sezonu, w dużej mierze wskutek plagi kontuzji w zespole. Ale szansę wykorzystał, choć nie miał łatwego zadania, bo zapełniał luki w składzie grając zarówno w pomocy, jak i w obronie.
WALETY
Łukasz Gikiewicz. Największy walczak w zespole. Z zadania „walki” z rywalami wywiązywała się idealnie. Niestety, gorzej było ze skutecznością. Strzelił dwa gole, w tym jednego bardzo ważnego, w zwycięskim meczu z Wisłą Kraków.
Antoni Łukasiewicz. Grał pod koniec sezonu, gdy drużynę nawiedziła plaga kontuzji. Ale ze świetnym skutkiem, bo w składzie z Łukasiewiczem (gdy grał cały mecz) Śląsk wygrał 5 spotkań a jedno zremisował. Podobnie jak Sztylka – dobry w destrukcji, słabszy w ofensywie.
Mariusz Pawelec. Grał głównie na wiosnę. Przyzwoicie radził sobie na lewej flance, na którą wskoczył po kontuzji Spahicia. Gorzej było, gdy musiał partnerować Celebanowi na stoperze.
Krzysztof Wołczek. Grał praktycznie tylko jesienią. I robił to więcej niż poprawnie. Kontuzja wyeliminowała go z rundy wiosennej. Wrócił dopiero w przedostatniej kolejce sezonu.
DZIESIĄTKI
Rok Elsner. Długo czekał na debiut, ale jak już się doczekał, to miejsca w składzie nie oddał. Grał dobrze, a na dodatek zdobył dwie przepiękne bramki w meczach z Górnikiem i Ruchem.
Łukasz Madej. Głównie rezerwowy. Przyzwoity, ale bez fajerwerków. Plus wejście smoka w meczu z Widzewem, kiedy zdobył swoją jedyną bramkę w sezonie i poprowadził Śląsk do remisu.
Vuk Sotirović. Jesienią grał nieźle i strzelił cztery bramki. Nie znalazł jednak wspólnego języka z trenerem Lenczykiem. W szatni Śląska też nie działo się najlepiej. W cieniu skandalu odszedł do Jagiellonii, w której również mu podziękowano.
Tomasz Szewczuk. Cień zawodnika, który dwa lata wcześniej miał najlepszy sezon w karierze. Grał mało, a jak już dostawał szansę, to niewiele z tego wynikało. Błysnął w meczu z Bełchatowem, w którym strzelił ładną, a przede wszystkim ważną, bramkę.
DZIEWIĄTKI
Remigiusz Jezierski. Zagrał aż w 11 meczach, ale w zdecydowanej większości były to końcówki meczów. Być może to stanęło na przeszkodzie, by pokazać się z lepszej strony. Plus za gol w derbach z Zagłębiem Lubin.
Sebastian Dudek. Kontuzja w pierwszym meczu wyeliminowała go praktycznie z całego sezonu. Zagrał tylko 36 minut w 3 meczach.
Wojciech Kaczmarek. Jeden mecz w barwach Śląska. Zimą odszedł do Cracovii i walnie się przyczynił do utrzymania się krakowian w lidze. Zagrał kilka świetnych spotkań, a jedno z najlepszych przeciwko... Śląskowi.
Ljubiša Vukelja. Słabe 12 minut w meczu przeciwko Lechii Gdańsk. Gdyby wszedł wcześniej niż pod koniec spotkania, pewnie zostałby zmieniony.