„Na podstawie dokonanej oceny stanu bezpieczeństwa i porządku publicznego oraz ewentualnych zagrożeń w związku z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych, Komendant Wojewódzki Policji we Wrocławiu wystąpił do Wojewody Dolnośląskiego o wydanie decyzji administracyjnej zakazującej przeprowadzenia najbliższych imprez masowych z udziałem publiczności podczas rozgrywek ekstraklasy na stadionach obu drużyn” - czytamy we wniosku.
Wojewoda Aleksander Marek Skorupa dał sobie jeden dzień na zastanowienie. Poprosił również o dodatkowe informacje na temat bezpieczeństwa na stadionie przy Oporowskiej w przyszłości. W tym przypadku również otrzymał negatywną opinię policji. Dziś ogłosił, że zamyka stadiony zarówno Śląska jak i Zagłębia Lubin.
Cóż takiego się stało, że obiekt przy Oporowskiej nagle stał się niebezpieczny? Komendant wojewódzki wskazuje ostatni mecz derbowym, podczas którego odpalone zostały race i petardy hukowe, jeden z kibiców miał marihuanę, kolejny chciał wejść na stadion bez biletu, inny znieważył policjanta, a jeszcze inny uciekł z ośrodka wychowawczego.
Ponadto policja wspomina o innych zdarzeniach z udziałem kibiców, z których większość miała miejsce w zeszłym roku. Głównie chodzi o odpalenie środków pirotechnicznych. Żadnych zadym, awantur, bójek. Sytuacja jest o tyle dziwna, że w ostatnim czasie stadion Śląska uchodził za wyjątkowo bezpieczny. Wspomniane race, to w zasadzie jedyne zachowania niezgodne z przepisami, których dopuszczali się kibice. Nawet wulgarnych śpiewów było w ostatnim czasie niewiele.
Wskazane przez funkcjonariuszy zachowania były naganne, jednak czy naprawdę wymagają aż tak radykalnych kroków? Trudno oprzeć się wrażeniu, że działania policji są przesadzone. Premier Donald Tusk wypowiedział pseudokibicom wojnę. I bardzo dobrze. Chodzi jednak o to, żeby walczyć z chuliganami – łapać ich i surowo karać. Na razie walka ta polega jednak na karaniu wszystkich, którzy mają coś wspólnego z piłką nożną. I wszyscy są poszkodowani. Normalni kibice nie mogą wejść na stadion, kluby tracą pieniądze, a całe rozgrywki stają się mniej atrakcyjne.
Tak naprawdę policja idzie na łatwiznę. Znacznie łatwiej zamknąć stadion i mieć problem z głowy, niż wyłapywać kibiców i stawiać ich przed wymiarem sprawiedliwości. Choć widać, że i w tej materii coś się zmieniło. Ostatnie zatrzymania pseudokibiców, którzy łamali prawo podczas finału Pucharu Polski w Bydgoszczy są systematyczne zatrzymywani. Okazuje się więc, że jak się chce, to można i nie trzeba do tego nawet zmiany prawa. A droga walki z pseudokibicami polegająca na zamykaniu stadionów donikąd nie zaprowadzi.
Jedyny „pożytek” z całej sytuacji jest taki, że do klubów idzie jasny sygnał – nie warto współpracować, a nawet dogadywać się, z pseudokibicami.