Szczątki trafiły do prosektorium w czarnych workach. Podczas wstępnych oględzin okazało się, że razem z kośćmi jest amunicja do pistoletów i karabinów oraz zapalnik od granatu F-1 owinięty w parafinowany papier.
- Urządzenie nie miało łyżki podtrzymującej iglicę. Na końcu znajdowała się spłonka pobudzająca. Na miejsce wezwaliśmy saperów, którzy ostrożnie zabezpieczyli zapalnik – opowiada dr Jerzy Kawecki, biegły sądowy z Zakładu Medycyny Sądowej.
Spłonka pobudzająca granatu ręcznego zawiera parę gram tetrylu lub heksogenu. Siła wybuchu mogłaby urwać palce, dłoń lub oślepić.
Nie po raz pierwszy szczątki razem z amunicją trafiły do prosektorium. Kilka lat temu podczas oględzin z raportówki rosyjskiego lejtnanta wypadł granat bojowy. Wtedy również wezwano saperów.