Miłe złego początki. Tak w skrócie można podsumować pierwszą połowę spotkania Lecha ze Śląskiem. Wrocławianie w 22 min. objęli prowadzenie po strzale z rzutu karnego Sebastiana Mili. Bramkę poprzedziła składna akcja gości, a jedenastkę wywalczył Łukasz Gikiewicz, który świetnym zwodem zwiódł obrońców, ale, co trzeba przyznać, został sfaulowany tuż przed linią pola karnego.
Gdy wydawało się, że podopieczni Oresta Lenczyka będą kontrolować przebieg gry na boisku, świetną akcję przeprowadzili gospodarze. W pole karne dośrodkował Marcin Kikuta, Vojo Ubiparip świetnie zgrał futbolówkę głową do wbiegającego w pole karne Siergieja Kriwca, a ten z pierwszej piłki mocnym uderzeniem nie dał szans Marianowi Kelemenowi. Od tego momentu, a była 30 min. spotkania, rozpoczęła się przewaga lechitów. Ukoronowaniem tego fragmentu gry był drugi gol dla poznaniaków. Najpierw z dystansu potężnie kropnął Hubert Wołąkiewicza, piłka trafia w poprzeczkę, później Jakub Wilk przepchnął Mariusza Pawelca, zagrał na trzeci metr, a tam już był Ubiparip, który trafi do siatki
Losy meczu rozstrzygnęły się już w 52 min. Wedy po rzucie rożnym dośrodkowanie Sebastiana Mili źle wybili defensorzy Lecha, do bezpańskiej piłki przed polem karnym dopadł Dariusz Sztylka i strzałem w długi słupek wyrównał stan meczu. Wtedy Śląsk mógł wrócić do swojej taktyki, czyli głębokiej defensywy i groźnych kontr. I niewiele brakowało, żeby to przyniosło nie tylko jeden, ale nawet trzy punkty. Pod koniec meczu wrocławianie przeprowadzili w przeciągu minuty dwie akcje, po których piłka trafiała w słupek bramki strzeżonej przez Krzysztofa Kotorowskiego. Najpierw po szybkiej kontrze Śląska ładny, techniczny strzał w długi róg oddał Łukasz Madej. Chwilę później po indywidualnej akcji Waldemar Sobota strzelał z bardzo ostrego kąta, ale minimalnie się pomylił.
Powiedzieli po meczu
Orest Lenczyk, trener Śląska:
Mecz można byłoby streścić w następujący sposób: strzelili sobie dwie bramki, zaorali boisko i zeszli. Stawką meczu była wyższa lokata w tabeli, ale zostało zachowane status quo. Na początku byliśmy w niebie, potem w piekle, następnie znów na ziemi, a końcówce ponownie mogliśmy być w niebie, ale chyba przeszkodziły nam chmury. To na pewno nie był łatwy mecz. Patrząc na zawodników w szatni mam pewność, że dali z siebie wszystko, a to nie było łatwe spotkanie. Z remisu mimo wszystko jesteśmy zadowoleni.
Jose Mari Bakero, trener Lecha Poznań
Już wczoraj wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz i w rzeczywistości takim się okazał. Chcieliśmy dzisiaj grać piłką, prosty futbol i skuteczny w obronie. Szczególnie udawało nam się to w pierwszej połowie. Mecz ostatecznie zakończył się remisem. Nie lubię tego wyniku, ale muszę go zaakceptować. Zabrakło nam przede wszystkim skuteczności. Śląsk wykorzystał praktycznie wszystko co miał. Nam to się nie udało. Zwłaszcza przy stałych fragmentach byliśmy mniej groźni.