Do naszej redakcji jeden z czytelników [dane do wiadomości redakcji] przysłał maila, opisując całe zdarzenie.
"Wczoraj [w niedzielę - przypis red.] około godziny 16.40 na ul. Purkyniego we Wrocławiu zauważyłem tablicę rejestracyjną leżącą na ulicy. Najprawdopodobniej odpadła od przejeżdżającego samochodu. Podbiegłem i podniosłem tablicę z jezdni. Wykonałem od razu telefon na numer 112 o godzinie 16.42, aby dowiedzieć się, co mam z tą tablicą zrobić.
Poinformowałem panią o tym, że jestem spoza Wrocławia i będę udawał się do domu do Strzelina. Pani poinformowała mnie, abym przy wyjeździe z Wrocławia na ulicy Hubskiej oddał tą tablicę do komisariatu policji drogowej, gdzie będę miał po drodze.
Na miejscu ok godz 17.00 dyżurny komisariatu na Hubskiej powiedział mi, żebym z tą tablicą pojechał na dzielnice tam, gdzie ją znalazłem. Mimo tego, że mówiłem dyżurnemu, że wyjeżdżam już do domu i nie znam Wrocławia, aby teraz szukać komisariatu, pan mimo wszystko nie przyjął ode mnie tej tablicy.Tablica jest przeze mnie zabezpieczona. Mogę ją oddać na komisariat w Strzelinie, a policja zrobi z nią co uważa..."
- Każdy posterunek powinien przyjąć tablicę rejestracyjną - sytuację wyjaśnia Paweł Petrykowski, rzecznik prasowy KWP we Wrocławiu. - Nawet ten w Strzelinie. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiono, gdyż nie ma rejonalizacji znajdowanych tablic rejestracyjnych. Najlepiej jest gdy oddamy znalezioną tablicę do wydziału komunikacji. Gdy nie mamy takiej możliwości, to tak jak powiedziałem, możemy ją zanieść na komisariat policji. I to komisariat przesyła ją do wydziału komunikacji. Z kolei jeśli istnieje podejrzenie, że została wykorzystana przy przestępstwie, to udajemy się na policję.
Jak widać w tym przypadku nie procedura nie zdała egzaminu.