W latach 70-80 tatuaż w zakładach karnych przybrał formę mniej treściwą i bardziej symboliczną. Stał się precyzyjny i bardziej tajemniczy. Młodzież w zakładach poprawczych znakowała nadgarstki inicjałami P.S.M. (Pamiętaj Słowa Matki). Erotyczne tatuaże często robili sobie na plecach więźniowie. Dla niektórych był to znak, że utrzymuje kontakty homoseksualne.
Pensjonariusze ZK robili rysunek igłą lub agrafką i wcierali w tkanki skóry nierozpuszczalny barwnik np. czarny tusz, sproszkowany proch, cynober, błękit pruski lub sadzę.
Dawniej usuwanie rysunku było bardzo trudne i pozostawało trwałe blizny. Więźniowie niszczyli go m.in. karbolem, żrącymi kwasami lub ługiem (roztwór wodorotlenku sodowego). Stosowano również lapis (azotan srebra) do likwidacji kurzajek.
Jednak najbardziej radykalną metodą było usunięcie całego płata skóry. Inną metodą było nacięcie skóry, a następnie zanieczyszczenie ją bakteriami powodując ropny stan zapalny, co mogło doprowadzić do zniszczenia rysunku.
Często tatuaż jest jedyną formą rozpoznania zwłok osoby zaginionej tzw. NN. Jednak podczas sekcji wycinanie skóry z tatuażem jest dziś rzadkością. Dawniej pobierano je od osób, które np. zmarły w celi.
- To przeszłość, bo dziś pobieranie jakichkolwiek wycinków i narządów ze zwłok jest zabronione – podkreśla dr Jakub Trnka, biegły sądowy.
Po śmierci człowieka tatuaż samoistnie zaciera się. Jest to spowodowane procesami organicznymi, które zachodzą w ludzkim ciele.
W muzeum Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu jest ok. 2 tysiące ludzkich preparatów zakonserwowanych w formalinie. To fragmenty kości, rany wlotowe i wylotowe po pociskach oraz wycinki skóry z tatuażami. Wykonali je przed i po wojnie pensjonariusze zakładów karnych, którzy zmarli w celach.