Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wielka Wyspa
Wspomnienia wielkiej wody

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
"To coś z wojny, te anormalne warunki życia, które tak nagle zaistniały. Bo na pewno łatwiej byłoby mi tę powódź przeżyć, gdyby nie wspomnienia wojny z dzieciństwa". Maria Koźmińska o powodzi tysiąclecia na Wielkiej Wyspie.

14.VII.1997r. poniedziałek - drugi dzień powodzi

Woda wczoraj nadeszła a taką mieliśmy do ostatniej chwili nadzieje, że nas ominie. I to przyszła z miejsca najmniej oczekiwanego. Nasz poczciwy Kanał Powodziowy, tak dzielnie umacniany przez wielu mieszkańców wytrzymał, a niepoczciwa stara Odra przerwała w trzech miejscach wał koło domów akademickich. Ula przybiegła z góry o 3.15 i powiedziała, że nas zalewa. Ona się w ogóle nie kładła spać tak jak wiele osób tej nocy. Pobiegłam do piwnicy, gdzie wcześniej nabrałam olbrzymi garnek wody. Brudna woda powodziowa zaczęła wydobywać się najpierw z kanału, a za chwilę wyrwała drzwi w jednej chwili cała piwnica zatonęła. Stałyśmy potem w kuchni i zupełnie bezradnie patrzyły przez okno na ulicę jak tonie nasze biedne Zacisze. Poszłyśmy także na taras od strony ogrodu.


Fot. WFP

Woda kotłowała się z ogromnym szumem, płynąc od strony parku. Musiałam się położyć, bo serce waliło mocno i wdawało mi się, że stanie się coś niedobrego. Modliłam się, leżąc, do Matki Boskiej Zwycięskiej Mariampolskiej, aby nas ocaliła od poważniejszego zalania. Czy kiedykolwiek mogliśmy ze Stefanem przypuszczać, że po tym co przeszliśmy w czasie wojny, spotka nas jeszcze coś takiego? A woda rwąca z niezwykłą siłą zalała nasz dom do wysokości szyi dorosłego człowieka. Jackowi B., który rano przedarł się przez wodę wystawała tylko głowa. Niestety, podnosząc się z piwnicy po schodach, weszła także do jego mieszkania na parterze.

Poziom wody obniża się na szczęście z godziny na godzinę i dziś już zeszła z parteru. My mieszkamy na I piętrze, mamy taras, słońce, zapas wody do mycia i gotowania oraz niewielki zapas żywności, ale i tak jeść się chce w ogóle. Wczoraj pontonem przywieziono nam butlę gazową, którą Elżbieta podała za mostem Szczytnickim (na szczęście mamy gaz). Nasza kochana córka. Już od wczoraj myślała o dotarciu do nas i dziś po obiedzie przypłynęła z Czesiem kajakiem wypożyczonym z Politechniki. Przywieźli 9 litrów wody mineralnej a już wcześniej podano nam 8 litrów w woreczkach. Wzruszająca jest pomoc ludzka - gdy piszę o tym łzy napływają mi do oczu.


Fot. WFP

Wczoraj, gdy tylko się rozjaśniło rozszalały się pszczoły od sąsiada, bo ule naturalnie przewróciły się i pływają po wodzie. Sąsiad powiedział mi przez okno, abym ich nie karmiła cukrem, bo im prędzej zginą tym lepiej dla nich. Prawie od razu rozszalały się też helikoptery cywilne i wojskowe z czerwonymi krzyżami. Widzieliśmy, jak z dachu pobliskiej willi zabierano kogoś na noszach oraz 2 osoby zawieszone na linach pod drugim helikopterem – na pewno jedna to ratownik. Od razu zaczęły jeździć łódki, kajaki, pontony a potem wielkie wojskowe amfibie. Wszyscy pytali, czy czegoś nie potrzebujemy. Bóg zapłać.

15.VII – wtorek - trzeci dzień powodzi

Czesiowie zostawili nam kajak. Najpierw Czesio odwiózł Elżbietę na początek Kochanowskiego i wrócił. Wtedy Maciek odwiózł Czesia w to samo miejsce i przypłynął z powrotem. Tak więc mamy już własny środek lokomocji. Stefan zrobił z tarasu i z okien szereg fotografii. Woda opada pomalutku co obserwujemy patrząc na budkę elektryczną naprzeciw naszego domu, po drugiej stronie ulicy, już wyłoniły się czarne litery i liczby – numery na żółtym tle. Ula nie chodzi do pracy i razem słuchamy komunikatów „Radia Wrocław” i śledzimy, także z Marysią, rozwój sytuacji na mapie oraz na planie miasta. Jak to dobrze, że mamy baterie. Mamy też ogromny zapas małych płaskich świeczek, jeszcze z zeszłego roku od Holendrów. Jasio zadecydował, że musi zgłosić się do pracy do Kliniki, bo tam zgrupowano chorych aż z trzech szpitali. Maciek powiózł go wieczorem blisko most Szczytnickiego na leżąco, bo dmuchany kajak mógłby się przewrócić pod wpływem ciężaru. Mimo wszystko trochę wody wlało się do środka i Jasio mokry poszedł dalej.


Fot. WFP

16.VII - środa - czwarty dzień powodzi

Woda mniejsza, ale minimalnie. Maciek dopłynął do suchego miejsca na Al. Kochanowskiego dokąd Czesio przyniósł zakupy. Są też lekarstwa, o które prosiliśmy. Elżbieta była rano na działce Agnieszki i wieczorem Czesio podał w ten sam sposób wiśnie i jabłka. Nasza mała wisienka w ogrodzie pływa. Ludzie otrząsnęli się po pierwszy szoku, wylegają na położone wyżej miejsca zalanych domach i głośno ze sobą rozmawiają. Do sąsiada na ul. Czackiego już też podpłynął syn na pontonie. Doktor K. z synem jeżdżą środkiem ulicy na rowerze lub pontonie. Oni też maja samochód na górce w parku, tak jak my. Po południu Stefan zadecydował, że przedrzemy się przez tę paskudną wodę na prawo od naszego domu do auta. Niewiele metrów, bo zaraz za Czarną Rzeczką, na ścieżce, gdzie jest wyżej, już sucho.


Fot. WFP

Woda oszczędziła Zalesie w o wiele większym stopniu. Pojechaliśmy do Krzysi, robiąc po drodze zakupy. Na Sępolnie i Biskupinie życie toczy się normalnie za wyjątkiem wody i komunikacji. Mają elektryczność, więc telewizja i telefon są czynne. A nasz zamilkł jeszcze w sobotę wieczorem. Jak to wszystko zrozumieć? Zaraz zadzwoniłam do Jacka, do Krakowa, bo wiem, że na pewno się o nas niepokoił. I do Elżbiety, aby im podziękować za troskę o nas, za to, że jeszcze dziś rano Czesio podał Maćkowi zakupy, bo nie wiedziałam, że ruszymy z domu wpław. Jesteśmy o tyle w złej sytuacji, że ogród nasz leży nisko, więc wody dużo więcej niż na ulicy. Czarną Rzeczkę obok (normalnie staw i mały potok)pochłonęła duża woda. Był pan Ludwik na rowerze i powiedział, że na rogu Al. Kochanowskiego na Maćka czeka jego trener, więc Maciek zaraz tam podpłynął.

Kolejne części pamiętnika niebawem

***

Maria Koźmińska, z domu Jędrychowska, urodzona we Lwowie w 1927 roku, wdowa po profesorze medycyny Stefanie Koźmińskim. Ukończyła SGGW w Warszawie w 1953 roku i podjęła pracę w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, Zakład Biologii Nasion przy ul. Cybulskiego we Wrocławiu, gdzie pracowała do emerytury. Ma dwoje dzieci, syn jest lekarzem, córka pracownikiem naukowym Politechniki Wrocławskiej.


Maria Koźmińska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl