Mowa o szkle z pobitych butelek, które można znaleźć w trawie w okolicach Odry. - Pobite butelki zbierają krwawe żniwa, szczególnie latem, wśród psów – powiedział dr weterynarii Jakub Nicpoń, który przyjmując na chirurgii na klinikach niemal co dyżur opatruje rannego psa. - Najgorszy jest przypadek, jeśli zostaną przecięte ścięgna. Wtedy sztywność łapy pozostaje do końca życia psa.
- Organizujemy już z innymi właścicielami zbiórki śmieci z wałów – powiedziała Małgorzata, właścicielka sznaucera Tofika. - Niestety jest to syzyfowa praca. Po każdym weekendzie wały od mostów Warszawskich aż po Osobowicki są usiane butelkami. Pal sześć, jeśli są one całe. Mój pies już trzeci raz w tym roku skaleczył się w łapę. Za każdym razem trzeba było podać mu narkozę, założyć pięć szwów i co dwa dni zgłaszać się na zastrzyk antybiotyku i zmianę opatrunku.
Nie są to jednak jedyne koszty, jakie ponoszą właściciele poszkodowanych zwierząt. Dodatkowo trzeba kupić lub zrobić odpowiednie buty, które chroniłyby opatrunek przed wilgocią. Ich koszt to średnio 30 – 40 zł za dwa. Jednak ze względy na częstotliwość ich używania zwykle jedna para nie wystarcza do końca kuracji. Łącznie psa czeka mniej więcej miesiąc leczenia, gdyż opuszki łap goją się wolniej niż rany w innych miejscach. Poza tym jest również większe prawdopodobieństwo, że skaleczenia nie będą się goić bezproblemowo.
- Jakbym złapała takiego, co rozbija butelki, sama bym mu jedną na głupiej łepetynie ją rozwaliła – mówiła wzburzona Anna na poczekalni na klinikach, której owczarek niemiecki ma przecięte ścięgna. Przed nią do gabinetu wszedł poszkodowany bokser. Wyszedł w kapciu i gipsie na przedniej łapie. - Mam też pomysł jak rozwiązać całą sprawę: niech policja się przejdzie późnym wieczorem lub w nocy i wszystkich siedzących i bawiących się spisze. Na drugi dzień jak będą butelki to wszyscy niech dostaną mandat za zaśmiecanie i prace społeczne polegające na sprzątaniu wałów. Szybko by się im odechciało, a przede wszystkim jeden drugiego by pilnował. Inaczej się w tym kraju nie da.
- Jeśli ktoś wyrzuca śmieci w miejscach publicznych, podlega karze z kodeksu wykroczeń do 500 zł lub otrzymuje naganę. Sprawa może trafić do sądu wykroczeń – powiedział Kamil Rynkiewicz, rzecznik prasowy KWP we Wrocławiu. - Każdą sprawę rozpatrujemy jednak indywidualnie. Teoretycznie jeśli ktoś rozbija na wałach butelki, jego czyn może być zakwalifikowany jako przestępstwo narażenie życia i zdrowia innej osoby, co jest znacznie poważniejszym zarzutem. W okresie wakacyjnym patrole odbywają się częściej w miejscach, gdzie gromadzą się ludzie, jednak bez sygnałów mieszkańców nie wiemy, gdzie tak naprawdę jesteśmy potrzebni.