Taka propozycja pojawiła się w piątek rano na domu handlowym Magdalena na skrzyżowaniu ul. Szewskiej i Oławskiej. Z wywieszonego tam baneru mogliśmy się dowiedzieć, że do wynajęcia jest reklama wielkoformatowa na budynku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby autor baneru nie proponował zniżek dla kilku „preferowanych” branż. Wśród nich znalazły się: kluby erotyczne, odszczurzanie, odgrzybianie i odrobaczanie, zwalczanie karaluchów, wszy i pluskiew, wywozy szamb i innych nieczystości, prezerwatywy i gadżety erotyczne, partie polityczne. Dzwoniąc pod podany na banerze numer telefonu, skontaktowaliśmy się z jego pomysłodawcą.
- A co w tych branżach dziwnego? Są legalne, tak jak wszystkie inne. Dlaczego nie miałyby się reklamować na budynkach w centrum miasta? – pyta Mariusz Pawłowski. – Wcześniej sam wynajmowałem powierzchnię na tym budynku, a teraz, zgodnie z umową, chciałem podnająć ją komuś innemu.
Okazuje się jednak, że za zagadkowym banerem stoi poważniejszy problem, a Mariusz Pawłowski traktuje go jako protest i element kampanii społecznej.
Twierdzi, że że w wielu miejscach we Wrocławiu właściciele nie mają prawa umieszczać reklam na swoich obiektach, a od lat czynią to z powodzeniem. – Urzędnicy nie mają żadnych narzędzi, żeby z tym walczyć. Właściciele ściągają reklamy kiedy wiedzą, że pojawi się kontrola - mówi.
Reklama po kilku godzinach zniknęła z budynku, ale jej zdjęcia zaczęły już krążyć w Internecie, pojawiły się między innymi na Blipie. – Mam nadzieję, że urzędnicy uświadomią sobie, że wielu właścicieli budynków śmieje im się w twarz – mówi Mariusz Pawłowski. – Każdy może sobie powiesić baner i reklamować co mu się żywnie podoba. Trzeba walczyć z taką sytuacją.