W celu podparcia swoich zarzutów, na zwołaną w środę konferencję prasową, radni PO zaprosili mieszkańców dzielnic, którzy pod koniec maja bronili się przed zalaniem. – Rzeczywistą pomoc otrzymaliśmy dopiero po sześciu godzinach od telefonu do Centrum Zarządzania Kryzysowego – mówiła Alina Bilińska z Maślic. – Informacje o zagrożeniu czerpaliśmy z radia i Internetu. Nikt nam nie powiedział, czego możemy się spodziewać.
Edward Andrzejczak, który bronił się przed wodami Widawy na osiedlu Polanowice – Ligota – Poświętne, mówił z kolei o potężnym chaosie organizacyjnym w pierwszych dniach powodzi. – Nie wiedzieliśmy, jaki będzie poziom wody, jakie wysokie powinny być wały i w którym miejscu je budować – wskazywał.
Chociaż radni Platformy Obywatelskiej przyznali, że tegorocznej sytuacji nie można porównywać z powodzią z 1997 roku, a straty we Wrocławiu były znacznie mniejsze, niż w innych rejonach Polski, ich zdaniem prezydent nie sprawdził się jako koordynator akcji. - Gdyby dotknęła nas wielka powódź, mielibyśmy totalną klęskę – mówiła Barbara Zdrojewska. – To nie prezydent walczył z wodą, tylko ludzie – twierdziła radna PO, Renata Granowska.
Na czwartkowej sesji, klub PO zażąda od Rafała Dutkiewicza raportu z oceną sytuacji podczas majowej powodzi. – Od prezydenta oczekujemy również przygotowania, najpóźniej do września tego roku, nowego projektu pracy Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego – wskazała Zdrojewska. – Będziemy również apelować do parlamentarzystów o szybkie przygotowanie ustaw, umożliwiających sprawną budowę wałów i innych urządzeń wodnych chroniących przed powodzią.