Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Sąsiedztwo z meczetem w tle

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Marcowe protesty w Warszawie pokazują, że do Polski dotarł już „strach” przed islamem, który w różnych formach przejawia się w większości państw europejskich. O jego korzeniach, próbach wypracowania skutecznej polityki imigracyjnej i przyszłości Europy rozmawiamy z dr Patrycją Matusz-Protasiewicz, adiunktem w Instytucie Studiów Międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim.

Część mieszkańców Warszawy powiedziała stanowcze „nie” budowie meczetu przez mniejszość muzułmańską. To jeden z pierwszych tak głośnych protestów w naszym kraju, ale też nic nowego w kontekście ogólnoeuropejskiej dyskusji. Czy Polacy mają podstawy do obaw?

Patrycja Matusz–Protasiewicz: Warszawski protest rzeczywiście wpisuje się w ogólnoeuropejską debatę na temat roli i pozycji islamu i wspólnoty muzułmańskiej w krajach Unii Europejskiej. Ciekawe było to, że nawet plakaty wykorzystywane w czasie tego protestu były plakatami z debaty szwajcarskiej, która poprzedziła referendum związane z budową minaretów w tym kraju.

Co może dziwić to fakt, że o ile obawy są do pewnego stopnia uzasadnione w krajach takich jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania, gdzie populacja muzułmańska sięga kilku milionów, to w Polsce te liczby są nieporównywalnie mniejsze. Strach i poczucie zagrożenia zostały jednak przejęte, mimo że wspólnota muzułmańska dopiero się u nas kształtuje.

Kiedy kształtowała się w krajach Europy Zachodniej, takich obaw jeszcze nie było…

To prawda, kiedy muzułmanie zaczęli przyjeżdżać do krajów Europy Zachodniej w latach 50-tych, byli traktowani jako siła robocza potrzebna do powojennej odbudowy gospodarek. Gdyby nie oni, trudno by było sobie wyobrazić taki rozwój gospodarczy.

Problem w tym, że polityka państw przyjmujących opierała się na założeniu, że pracownicy po skończeniu kontraktu wrócą do krajów, z których przyjechali. Tymczasem umowy podpisywane z krajami wysyłającymi nie zwierały żadnych klauzul mówiących o powrocie. Nikt wówczas nie przewidywał, że nawet jeśli później zaostrzy się politykę i zrezygnuje ze sprowadzania pracowników, to fala imigracji będzie dalej postępowała, co wiąże się na przykład z łączeniem rodzin czy sprowadzaniem partnera z kraju pochodzenia. Problem ten trafnie podsumował szwajcarski pisarz, Max Frisch: „Zaprosiliśmy siłę roboczą, a przyjechali ludzie”.

Kiedy Europa zorientowała się, że ma „imigracyjny” problem?

W różnych krajach było różnie, jednak generalnie to kryzys paliwowy z 1973 roku uświadomił europejczykom, że należałoby zahamować proces napływu imigrantów. Tyle tylko, że duża ich część już się osiedliła, założyła rodziny albo sprowadziła bliskich z krajów pochodzenia. W takich okolicznościach należało podjąć jakieś kroki prowadzące do ich integracji i państwa europejskie robiły to na wiele różnych sposobów. Holandia przyjęła na przykład model wielokulturowy, wspierając kulturową odmienność imigrantów. Z kolei we Francji stosowano model republikański, w którym otrzymanie obywatelstwa było relatywnie proste, natomiast kwestie kultury i religii uznano za sprawę całkowicie prywatną.

Żaden z tych modeli nie sprawdził się na dłuższą metę, chociaż przez pewien czas Holandia była stawiana za wzór społeczeństwa wielokulturowego. W jaki sposób próbowano tam integrować imigrantów?

W Holandii prowadzono politykę wielokulturowości, która opierała się na haśle „Integracja z zachowaniem własnej tożsamości”. Władze dawały imigrantom przestrzeń do kultywowania własnej religii, tradycji, języka, a nawet ich w  tym wspierały, na przykład finansując dzieciom lekcje ojczystego języka.

Holendrzy przeżyli szok, kiedy w 2002 roku doszło do zabójstwa Pima Fortuyna, polityka który pierwszy zaczął głośno mówić o tym, że Holandia nie powinna już przyjmować imigrantów, a ci, którzy się nie integrują, powinni ją opuścić. Po śmierci Fortuyna, jego partia weszła do parlamentu z dobrym wynikiem wyborczym, co było kolejnym szokiem dla tolerancyjnej Holandii. To pociągnęło następne wydarzenia: zabójstwo Theo van Gogha, po nakręceniu przez niego razem z Ayaan Hirsi Ali słynnego filmu Submission, incydenty związane z podpalaniem meczetów, czy szkół…

Polityka integracyjna nie trafiła do muzułmanów czy Holendrów?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje się, że tam po prostu zabrakło dialogu.

Teraz w Europie bardzo dużo mówi się o tym, że musimy budować dialog ze społecznościami imigranckimi. Na społeczność muzułmańską kładzie się w tym kontekście szczególny nacisk, ze względu na różnice kulturowo – religijne. Integracja to skomplikowany proces, w który należy włączać zarówno społeczności krajów przyjmujących jak i imigrantów.

Można jednak odnieść wrażenie, że w debatach bardzo dużo mówi się o konieczności otwarcia krajów europejskich na wielokulturowość, a niewiele o wymaganiach wobec samych imigrantów?

Tak rzeczywiści do tej pory bywało. Pewnego rodzaju poprawność polityczna nakazywała, żeby nie stawiać żadnych wymagań co do zasad, które imigranci powinni spełniać osiedlając się na terenie państw europejskich. Z drugiej jednak strony pojawia się pytanie, czy my, jako przedstawiciele europejskich demokracji, które gwarantują prawa podstawowe takie jak łączenie rodzin czy sprowadzanie partnera z kraju pochodzenia, możemy te prawa ograniczać imigrantom.

Moim zdaniem, zderzenie tych dwóch punktów widzenia doprowadziło w Europie do spięcia, z którego musi się wyłonić jakaś jasna wizja polityki imigracyjnej. To są bardzo trudne zagadnienia i na pewno migracja i integracja imigrantów będzie jednym z głównych wyzwań dla Unii Europejskiej w najbliższych latach.

Wyzwanie jest ogromne choćby ze względu na to, że przyrost naturalny wśród imigrantów pochodzących z krajów muzułmańskich jest znacznie większy, niż wśród rdzennych mieszkańców krajów Europy Zachodniej. Podaje się, że o ile na przykład typowa rodzina we Francji ma dwójkę dzieci, to wskaźnik narodzin wśród muzułmanów wynosi 8,1. Coraz bardziej powszechne jest przekonanie, że za kilkadziesiąt lat czeka nas islamizacja Europy.

Takie obawy są moim zdaniem mocno przesadzone. Muzułmanie rzeczywiście mają więcej dzieci, ale te różnice nie są aż tak drastyczne, jak się czasem podaje. Zwłaszcza drugie czy trzecie pokolenie dopasowuje się do standardów obowiązujących w krajach przyjmujących.

Nie zmienia to jednak faktu, że decyzje podejmowane w latach 50-tych czy 60-tych i brak skutecznego procesu integracji doprowadził do sytuacji, w której duża część imigrantów jest wykluczona głównie ze względów ekonomicznych. Prowadzi to do koncentracji tych grup w ubogich dzielnica i tzw. gettoizacji, co w konsekwencji może prowadzić do napięć, jakie obserwowaliśmy np. we Francji – zamieszki na przedmieściach Paryża, starcia z policją, podpalenia.

Z drugiej strony należy pamiętać, że jest też wiele pozytywnych przykładów współpracy mniejszości muzułmańskiej ze społecznościami różnych miast. Uczestniczę w projekcie CLIP badającym 30 miast europejskich pod względem integracji imigrantów- pozytywnych przykładów jest naprawdę dużo. Nie musimy nawet szukać daleko, bo nasze wrocławskie Centrum Muzułmańskie jest niezwykle otwartą organizacją, która włącza się w wiele działań na rzecz dialogu międzykulturowego.

Sytuację we Wrocławiu trudno jednak porównywać do Londynu czy Madrytu, gdzie doszło do zamachów terrorystycznych.

Musimy pamiętać, że sytuacja imigrantów pochodzenia muzułmańskiego w krajach europejskich po zamachach terrorystycznych jest bardzo trudna. W percepcji przeciętnego człowieka każdy muzułmanin to terrorysta i ciężko jest z takim przekonaniem walczyć. Tymczasem, przy takiej niechęci, społeczności muzułmańskiej jest bardzo trudno normalnie funkcjonować. Tym bardziej, że spora jej część ma paszporty kraju, w którym mieszka. Podczas zamieszek w Paryżu padały pomysły, żeby muzułmanów wydalić z Francji. Tyle tylko, że wielu z nich jest obywatelami Francji, należącymi często do drugiego czy trzeciego pokolenia imigrantów. Chociaż zależy im na podtrzymywaniu swojej kultury, to jednocześnie akceptują demokrację i chcą się włączać w budowę społeczeństwa obywatelskiego.


Kornelia Trytko



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl