- Jesteśmy o krok od stworzenia komitetu wałowego – powiedział pan, który razem ze swoimi znajomymi stał przy moście kolejowym. - Ale w porównaniu z 1997 rokiem to na razie jeszcze nic.
- Akurat w tym miejscu wały zostały podwyższone, poszerzone i wyłożone folią, więc przecieków spowodowanych płaską falą, która będzie przechodziła w piątek, raczej nie musimy się obawiać. Gorzej mają Ci co mieszkają między mostem Trzebnickim a Millenijnym. Tam z tego co mi wiadomo nie przeprowadzono tak prac jak tutaj – dodaje jego towarzysz.
- W 1997 woda trzymała się w tym miejscu a dwóch rzędach worków piasku – dodaje pani, która wyszła na spacer z psem. - Wtedy miałam wyjechać na urlop, ale zostałam ze względu na to, że z okien domu widzę Odrę. Tutaj też mieszkają moim rodzice i wujostwo, a ich zostawiać nie chciałam. Jakby co, już mam kupioną zgrzewkę wody i mleka, trochę konserw – w końcu przezorny zawsze ubezpieczony.
- Ja z kolei słyszałem jak jakiś urzędnik mówił, że woli wysadzić wały i zalać 1000 gospodarstw rolnych niż doprowadzić do zalania 500 tys. miasta – powiedział pan z parasolką. - Szkoda, że w 97 nie zorganizowali tego prawidłowo. Szkoda również tych ludzi, ale przecież łatwiej jest ewakuować rodziny z inwentarzem niż szpitale, muzea, uczelnie, biblioteki, archiwa, urzędy...
Obok zebranych mieszkańców przebiegła grupa chłopców ze szkoły podstawowej. - My przyszliśmy by zobaczyć powódź – z uśmiechem zbiegając w dół powiedział jeden z nich. - Wracajcie – krzyknął starszy pan. - Jeden ośmiolatek już nie żyje, bo chciał zobaczyć wielką wodę. Mój pies ma więcej rozumu, bo na dół z wałów zejść nie chce.
Na razie atmosfera jest spokojna. Niektórzy tylko zaopatrzyli się w drobne zapasy. Wszyscy też zapowiadają, że gdy jednak sprawdzi się najgorszy scenariusz, to jak 13 lat temu wrócą na wały i będą ich bronić. W końcu mają już doświadczenie.