Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
„Solidarni” to nie mistyfikacja

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Po emisji „Solidarni 2010” zrobiło się wielkie zamieszanie. Autorom filmu zarzuca się, że reportaż jest deklaracją polityczną i grą wyborczą. W filmie występują osoby, które były przed Pałacem Prezydenckim podczas żałoby narodowej. Ludzie opowiadają w nim o swoich uczuciach po stracie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Krytycy twierdzą, że film jest mistyfikacją, a osoby występujące w reportażu to aktorzy, którym zapłacono za swoje kwestie. Jak jest naprawdę, zapytaliśmy reżyserkę filmu i wrocławiankę, Ewę Stankiewicz.

Pani Ewo, skąd pomysł na taki film, „Solidarni 2010”?

Po prostu z odruchu serca, z instynktu. Poszłam pod Pałac Prezydencki prywatnie. Zobaczyłam innych ludzi napływających masowo, spontanicznie. Wydawało mi się, że trzeba to udokumentować, utrwalić. Zaczęłam rozmawiać z ludźmi, zbierać myśli, uczucia, pytać ich, dlaczego tu są.

Dlatego film ma taką formę, formę wywiadów z osobami, które tam przyszły i opowiadały o swoich uczuciach.

Chciałam nagrać rozmowę, z kimś kto tego fatalnego dnia był w Katyniu, kto oczekiwał samolotu z polska delegacją. Tam była przygotowana cała uroczystość: orkiestra, harcerze, goście, tłum ludzi i kilka rzędów pustych krzeseł. Za chwilę miał przyjechać Prezydent. Nagle goście zaczęli odbierać telefony komórkowe, na ich twarzach pojawił się strach. Dowiedziałam się, że uroczystości w Katyniu miał relacjonować dla TVP Janek Pospieszalski. On był jedną z osób, które poinformowały zgromadzonych ludzi o katastrofie. Chciałam, by do kamery opowiedział o tych wstrząsających chwilach. I właśnie podczas nagrywania Janka pod Pałacem Prezydenckim nagle ludzie zaczęli podchodzić do niego, dziękować mu, rozmawiać z nim, dzielić się swoimi uczuciami. Ja tylko przekręciłam kamerę z niego na jego rozmówców. Tak to się zaczęło i trwało aż do pogrzebu pary prezydenckiej. Te rozmowy ujawniły, jak wiele niepokojących rzeczy wydarzyło się przez ostatnie 20 lat w Polsce. Przede wszystkim widać było protest przeciwko manipulacjom mediów. Skala krytyki była porażająca.

Media krytykują ten film i twierdzą, że jest deklaracją polityczną...

Część mediów tak próbuje walczyć z filmem. A mnie nie interesowało kto na kogo głosuje. Nikt nie był o to pytany, nie pada nazwa żadnej partii. Nawet jeśli ktoś sam z siebie podzielił się tą informacją – zostało to wycięte w montażu, żeby właśnie nie mieszać filmu z kampanią wyborczą. A z tych wypowiedzi „samych z siebie” wiem, że w filmie mówią osoby z różnych opcji politycznych. Część osób przyszło pod Pałac, mimo że nie zgadzało się z decyzjami Prezydenta chcąc uszanować głowę państwa i inne ofiary katastrofy. Również te osoby – co naturalne – kilka dni po tragicznej śmierci – szukają ciepłych słów w opisie Prezydenta. Wiele osób rzeczywiście stanęło pod Pałacem, bo to był ich Prezydent – no ale tacy ludzie tam przyszli. Kogo miałam nagrywać? Sprzedawców zniczy?

Nie wiem jak to jest możliwe, że oddanie głosu ludziom na ulicy, relacja z wydarzenia w którym uczestniczyło kilkaset tysięcy osób tak oburza. Fakt: obraz ten stoi w sprzeczności z dotychczasowym przekazem medialnym. Ale to ten przekaz był Matrixem, to co widać w filmie „Solidarni 2010” jest autentyczne, nie kreowane, nie wyławiane, reprezentatywne dla tego miejsca i czasu. Film pokazuje Polaków w trudnych chwilach, ich emocje, zryw, poczucie wspólnoty, przebudzenie społeczne.

Bezkarność i siła manipulacji w opisie filmu są dla mnie niepokojącym sygnałem, czegoś złego w przestrzeni medialnej w Polsce. Tego czegoś, przeciwko czemu licznie protestowali również ludzie zebrani pod Pałacem Prezydenckim.

.

Zarzuca się Pni, że film jest manipulacją. Pani jednak twierdzi, manipulacją jest to, co dzieje się po jego emisji...

Podam przykład. W filmie wypowiada się spontanicznie kilkadziesiąt osób. Pytam ich co czujesz, po co tu przyszedłeś, rozmowa się rozwija. Są bardzo różni. Pewnie jacyś studenci, profesor, może robotnik, kucharz, urzędnik, artysta: nie wiem, nie pytam, są tak poruszeni, że nie ma znaczenia, kim są z zawodu, są ludźmi spotkanymi na ulicy. Bardzo dużo z nich ma łzy w oczach, niektórzy wręcz płaczą.

Spotkanie z nimi to wielkie przeżycie. Ze zdumieniem czytam po emisji filmu artykuły „Aktorzy wśród bohaterów reportażu „Solidarni 2010”, czy „(...) płakał aktor, KGB oskarżał...”. Te tytuły podważają wiarygodność filmu. Budują podtekst: skoro aktor, to być może nie mówił od siebie spontanicznie, może grał, może nawet dostał pieniądze. Nieważne że w dalszej części może być nawet sprostowanie tego człowieka, że mówił od siebie, spontanicznie, że nie wziął pieniędzy. TOK FM na swoich stronach pisze: Kontrowersyjny reportaż "Solidarni 2010" miał być zapisem reakcji zwykłych ludzi na katastrofę w Smoleńsku. Jednak jak się okazało, wystąpili w nim również zawodowi aktorzy”. Łatwo było sprawdzić, że nie „wystąpili”, tylko mówili od siebie, wystarczyły 1 lub 2 telefony. Ale za dużo może wymagam od dziennikarza TOK FM, który dalej snuje przypuszczenia i pyta o zdanie w tej sprawie autorytety: - Jeżeli doszło do manipulacji, to wtedy dyskredytowałoby całkowicie wartość tego filmu - uważa Jarosław Gowin z PO”.

Nie oburzam się na rzetelną krytykę tylko na kłamstwa i manipulacje, które świadczą o złej woli komentujących.

Ale po co to wszystko?

Nie wiem. Może ten świat dotychczas przedstawiony w mediach jest tak odległy, że rzeczywiście trudno uwierzyć w to co dzieje się na ulicy. Może po to, żeby zaprzeczyć tej rzeczywistości, która rozgrywa się na naszych oczach.

Zdyskredytować osoby wypowiadające się w filmie, rzucić cień, być może to była kwestia aktorska, która była opłacana. Ale ludzie widzą tą manipulację. W odpowiedzi na nią, w niedzielę miesiąc p katastrofie kilka tysięcy osób, przed Pałacem Prezydenckim skandowało „Nie jesteśmy aktorami, my jesteśmy Polakami”. Pani sobie wyobraża, że ci ludzie odpowiedzieli? To jest niesamowite i jakoś nie widać tego w tytułach gazet.

Emocje ludzi widać jednak w "Solidarnych". Czy taki był główny cel filmu?

Film pokazuje pięknych ludzi, którzy mówią o pięknych emocjach, o patriotyzmie, którzy chcą wzajemnie wesprzeć się w bólu, chcą coś zrobić dobrego dla innych i czują się odpowiedzialni za kraj. To, że padają tam ostre słowa, to jest właśnie wyraz troski o kraj. Obojętnie z jakiej opcji byłby rząd: ludzie mają prawo do krytyki władzy. I do zadawania pytań. Mają też prawo oczekiwać tego od dziennikarzy.

Pani Ewo, jeszcze raz. Film jest dziełem, czy deklaracją polityczną?

Żadną deklaracją. To obraz ludzi, których złączył żal, poczucie wielkiej straty i troska o państwo. Bez względu na to, z jakiej opcji politycznej byli.

Co teraz Pani robi, wróci Pani do Wrocławia?

Montuję dokument w Warszawie. Często tu jestem z powodu pracy. Po pierwszym zderzeniu z powierzchnią, odkrywam niezwykłych i pięknych ludzi, tkankę miasta, która bardzo mi się podoba. Mam tu przyjaciół. Takie doświadczenia, jak przeżycie żałoby pod Pałacem Prezydenckim bardzo też zobowiązują. Mnie wrocławiankę. Bo na stałe mieszkam we Wrocławiu. To moje miejsce na ziemi, duże słowo, ale kocham to miasto, jestem stąd i dobrze się tu czuję.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Z autorką filmu Ewą Stankiewicz rozmawiała nasza reporterka Dorota Przybylak.


Dorota Przybylak



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl