Jedna wystawa, trzy konkursy
W konkursach (Konkursie Światowida, Konkursie Otwartym i Konkursie Juniorów) wzięło udział około stu modelarzy z Polski i Czech, głównie mężczyzn. Prace oceniało kilkunastu sędziów.
- To najstarsza tego typu impreza w Polsce, która zachowała ciągłość. Innym naszym atutem jest fakt, że nagrody przyznawane są również przez Ministerstwo Obrony Narodowej, fundowane m.in. przez gen. Błasika, który zginął pod Smoleńskiem, a Dowództwo Sił Powietrznych funduje nagrodę dla najlepszego modelu samolotu w barwach polskich – mówi Robert Porada, sędzia główny.
Modele oceniane w Konkursie Światowida musiały być wykonane z niesamowitą precyzją – zgodnie z regulaminem powinny oddawać realny wygląd danego pojazdu czy samolotu w danej skali (skale najczęściej stosowane to 1:72, 1:48 i 1:24). Do prezentowanych prac należało dołączyć obszerną dokumentację zgodną z wymaganiami Aeroklubu RP i LOK. Najważniejszym kryterium oceny modelu był stopnień zgodności z pierwowzorem. Wyróżnieniem dla najlepszych modelarzy były medale, dyplomy i nagrody. Wśród nagród znalazły się: Puchar Światowida - Nagroda Grand Prix, Pancerny AS za najwyżej oceniony model pojazdu wojskowego w polskich barwach oraz Statuetka Pomnika Lotnika za najwyżej oceniony model samolotu w barwach polskich.
W pozostałych dwóch konkursach wymagania nie były już tak restrykcyjne: model miał się po prostu podobać. W konkursie figurek prezentowane były postacie ludzkie o wysokości 54-84 cm, popiersia i winietki, czyli grupy postaci. Autorzy najlepszych prac zdobywali pamiątkowe medale i nagrody rzeczowe.
- Tak jak w innych dyscyplinach, mamy tu podział na kategorie: ze względu na wiek autora, rozmiar modelu i typ modelu. Trudno bowiem porównywać samolot z okrętem czy bardzo mały model z dużym. W dużym modelu trudne do oddania są detale, a w małym potrzeba dużej precyzji manualnej. Oglądającym podobają się najczęściej duże modele ze względu na ich wyrazistość i widowiskowość – tłumaczy główny sędzia konkursów.
Wyciszeni kontra furiaci
Pan Tadeusz Wroński, uczestnik wystawy, modelarstwem zajmuje się od drugiej klasy szkoły podstawowej. Mówi, że został mądrze pokierowany przez nauczyciela, a potem sklejanie modeli rekompensowało mu stratę szansy na naukę w szkole oficerskiej. Teraz niemal co tydzień jeździ na wystawy krajowe i zagraniczne.
- Do stworzenia tego F16C z bloku 52+, polskiego odpowiednika F16, zachęciła mnie moja żona. Budowałem go półtora roku – mówi.
Ale nie wszyscy się do tego nadają. Do takiej pasji potrzeba sporo cierpliwości - na rezultaty czeka się bardzo długo, a zawsze jest ryzyko, że coś się nie uda. Trzeba lubić samo klejenie modeli, a nie wynik końcowy i nagrody.
- To nie dla mnie – mówi Kacper, jeden z oglądających – kiedyś próbowałem, ale trafiał mnie przysłowiowy szlag. Raz do prawie gotowego modelu krzywo przykleiłem silnik i tak się zdenerwowałem, że rozwaliłem wszystko.