Jedną z ofiar nieszczęśliwego wypadku samolotu Tu-154M był wrocławianin Władysław Stasiak. Były minister spraw wewnętrznych i administracji, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i w końcu szef Kancelarii Prezydenta. Dla wielu po prostu Władek.
„Był kryształowy, czysty jak kryształ”.
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz znał Władysława Stasiaka od lat. Poznali się w II poł. lat osiemdziesiątych, kiedy studiowali.
- Od zawsze był takim państwowcem. Liczyła się dla niego siła państwa. Był niezwykle inteligentny i szlachetny. Władał kilkoma językami obcymi - wspomina kolegę sprzed lat Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia.
Władysław Stasiak był częstym gościem we Wrocławiu. Razem z prezydentem Dutkiewiczem wręczał wynagrodzenia i ordery zasłużonych. Panowie spotykali się również podczas różnych okolicznościach w Warszawie. Władysław Stasiak należał do kręgu duszpasterstwa dominikańskiego. W każdą niedzielę był na tzw. „dwunastce”, mszy odprawianej o godzinie 12.00
- Rzadko się zdarzają tacy ludzie. Władek był krystaliczny, czysty jak kryształ. - kończy rozmowę Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, dobry znajomy Władysława Stasiaka.
„Od zawsze dbał o bezpieczeństwo”
Roman Kowalczyk, który obecnie jest dyrektorem 17 LO we Wrocławiu, pamięta Władysława Stasiaka, jako bohatera walczącego o „Polskę bezpartyjną”. Razem ze Stasiakiem kończyli ten sam kierunek, historię na Uniwersytecie Wrocławskim. Wspólnie działali w podziemnym Niezależnym Zrzeszeniu Studentów.
- W '83 roku przyjechałem do Wrocławia na studia i wtedy poznałem Władka. Zaczęliśmy się przyjaźnić na strajkach studenckich. Na jednym z nich Władek zajął się kierowaniem strażą porządkową. Był postawnym mężczyzną. Wziął strajkową robotę, która była mało widoczna, ale bardzo potrzebna. Później się śmialiśmy, że jak się tymi służbami zajął to już tak został. - uśmiecha się Roman Kowalczyk.
O Władku mówi bardzo ciepło. Zawsze był dobry, uczynny i walczący o Polskę wolną i niezależną. Roman Kowalczyk znał go od lat. Kiedy dowiedział się o tragedii miał nadzieję, że to żart. Później modlił się, by ktoś przeżył. Na końcu miał nadzieję, że Włodek żyje. Do tej pory nie może uwierzyć w to co się stało.
- To był prostolinijny chłopak. Nie miało dla niego znaczenia czy ktoś jest z prawicy, czy lewicy. Wszystkich traktował równo. Walczył o swoje. Nie był zrzeszony, bo nie było mu to potrzebne. Chciał być Polakiem i był. I to wielkim. - opowiada przyjaciel Władysława Stasiaka, Roman Kowalczyk.
Polska straciła nie tylko śmietankę polskiego rządu, ale przede wszystkim ponad 90 Polaków.