Windy nie ma, bo ktoś ja podpalił. Zarządca mówi, że trzeba czasu, by naprawić dźwig. Jednak naprawa w tym przypadku trwa już prawie rok. Osoby, które mieszkają pod tym adresem wychodzą z domu kilka razy dziennie. Każdego dnia pokonują ciężką drogę po dachu. Ludziom lepiej jest wejść dwa piętra do góry, przejść po dachu, wejść do klatki obok i dopiero tam zawołać windę, by zjechać na dół i wyjść z bloku. Inaczej musieli by zejść dziesięć pięter w dół.
- Tutaj mieszka bardzo dużo starszych, schorowanych osób. Zejście tyle pięter w dół to dla nich wielki wysiłek. Po za tym są tu też rodziny z małymi dziećmi. Brak windy to wielki problem. – mówi nam Zbigniew Kowalski, jeden z mieszkańców ul. Gajowickiej 74.
Najgorzej było zimą, kiedy ludzie chodzili po oblodzonym zadaszeniu. Kiedy rozmawialiśmy z zarządcą na początku roku, zapewniał, że winda pojedzie w marcu. Jednak nadal szyb jest uszkodzony. Następny termin, który wyznaczył zarządca przypada na połowę maja.