Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Żołnierska słonina

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- Chleb nigdy nie był świeży. Musiał odleżeć co najmniej dzień, dwa, bo świeży chleb jest dobry i żołnierz mógłby zjeść go za dużo i mógł go od tego brzuch rozboleć – wspomina wojskową logikę kuchni pan Leszek. Od początku marca we wrocławskim oddziale Agencji Mienia Wojskowego odbywa się licytacja wojskowych racji żywnościowych. Wikt, który wychował wiele pokoleń polskich żołnierzy odchodzi właśnie do lamusa.
Żołnierska słonina

- Nigdy tak dobrze nie jadłem, jak wtedy! - panu Wojciechowi na samo wspomnienie wojskowej kuchni świecą się oczy. - Sześć dni w tygodniu mięso, a w poniedziałek jakaś mleczna, żeby żołądek odpoczął.

- Kiedy tylko pojawiły się informacje, że będziemy sprzedawali te racje to rozdzwoniły nam się telefony, do dziś zresztą dzwonią, od rezerwistów, którzy kierowani sentymentem chcieli kupić puszkę, lub dwie słynnej, polskiej, wojskowej słoniny – mówi Mariusz Diakowski, kierownik marketingu we wrocławskiej AMW.

Saperkami w ziemniaki

- Jak byliśmy na unitarce to jedliśmy na komendę. Zaczynał dowódca kompanii i każdy po kolei po nim – mówi pan Leszek – Ten na końcu miał najgorzej, bo zanim on mógł zacząć jeść to dowódca zwykle kończył już zupę, a jeśli był wyjątkowo głodny to nawet był już w połowie drugiego dania. Oddział kończył obiad, kiedy dowódca wypijał kompot. Kto nie zdążył zjeść to łapał, co się dało i wpychał do kieszeni na później.

Do licytacji przystąpiło 27 firm i osób prywatnych, głównie okoliczne Caritasy i firmy cateringowe. Peklowanego chleba z dwuletnim terminem ważności nikt nie chciał kupić.

- Służyłem nad morzem i z regionalnych przysmaków to jadłem tylko paprykarz szczeciński – wspomina swoją służbę w wojsku pan Zbigniew. – Mieliśmy tam też takich specjalistów na jednostce od obierania ziemniaków, że raz z całego worka zrobiło im się pół. Zastanawialiśmy się, czy nie obierali tych ziemniaków saperkami, bo walili takie sześciany. Dowódca zarządził zbiórkę i powiedział, że skoro nie potrafimy obierać ziemniaków to od dziś będzie pure. Z obierkami.

Ciastka z kremem

Pierwszemu przetargowi podlegało 51 pozycji, które zostały zlicytowane na łączną kwotę ponad 45 tys. złotych. Termin odebrania wylicytowanego przedmiotu to maksymalnie dwa tygodnie od daty licytacji. Uzyskane ze sprzedaży pieniądze zostaną przeznaczone na modernizację armii.

- Do dziś pamiętam smak plastikowej kawy z wojska. Kto nie miał własnego kubka to lepiej, żeby nie pił w ogóle – mówi pan Leszek. - W wojsku nie najlepszym pomysłem było posiadanie własnego jedzenia – wspomina z kolei pan Jarosław. – Zawsze znajdowało się stado sępów, które zjadało najlepsze przysmaki zanim zdążyłem otworzyć paczkę. Kiedyś na jednostce mieliśmy takiego jednego, który często dostawał paczki, ale nie lubił się dzielić, nie dziwię mu się zresztą, bo zawsze mu wszystko wyjadali. Kiedyś wszedł na salę z dziwną miną i zaczął częstować markizami. Nie wziąłem, bo było to jakieś podejrzane, ale inni się skusili. Po chwili jeden z kumpli odwrócił się szybko do ściany, zatkał usta, ale nic nie mówił, siedział tak dalej. Ten od markiz poczęstował jeszcze kilku gdy jeden z nich zaczął pluć na podłogę i rzucać kur...mi na niego. Okazało się, że zamiast masy to powpychał kremu do golenia. Więcej nikt od niego nic nie chciał.

Gorący kucharz

Do sprzedania w tutejszym oddziale AMW było m.in.: 1,4 tony makaronu, 37, 85 tony cukru, 714 kg konserwowej fasoli „Jaś”, czy 3,48 tony kawy zbożowej. Łącznie daje to niemal 300 ton żywności. Żywności, która nie spełnia już wymogów zawodowej armii.

- Mieliśmy na jednostce dwóch kucharzy. Jeden miał nawet pojęcie, ale drugi to typowy chłop oderwany od siekiery – śmieje się pan Jarosław – o gotowaniu miał takie pojęcie, że wiedział, że najpierw wlewa się wodę, a później to, co pod ręką. Miał jednak jedną zadziwiającą zaletę. Byłem z nim kiedyś na kuchni po obiedzie. Zmywaliśmy naczynia: ja odbierałem, on wkładał do wanny i mieszał tam rękoma. Kiedy zamieniliśmy się na moment i włożyłem ręce do środka okazało się, że to był wrzątek. Obie ręce sobie poparzyłem, a jemu nic nie było...

Nowe wytyczne

- Do sprzedaży trafiła tylko żywność, która nie zepsuje się w najbliższej przyszłości, chcemy, żeby nabywca mógł bez pośpiechu ją wykorzystać – tłumaczy Mariusz Diakowski.

- ”Prawoskrzydłowy płyta!” rzucał dowódca i biedak musiał na poczekaniu zacząć śpiewać piosenkę, którą podejmowała cała grupa. Kiepsko nam to raz szło i zamiast na obiad poszliśmy w pole. Przeczołgał nas w tą i z powrotem po błocie i dopiero pozwolił iść na jeść. Bez kąpieli. Błoto kapało nam do talerzy – opowiada pan Jarosław. Taka i inne historie od tego roku będą już przeszłością. Obwarowane przepisami i nowymi wytycznymi wojsko nie będzie mogło pozwolić sobie na „wojskową logikę” lub „pure z obierek”. Nawet kiełbasa cięta pod takim kątem, że niemal wzdłuż, żeby wydawała się dłuższa stanie się tylko wspomnieniem.

Następne licytacje przewidziane są na 19 i 30 marca oraz wstępnie na 14 i 28 kwietnia.


Arkadiusz Grochot



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl