Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza co prawda prowadzili od 7 minuty po golu Łukasza Madeja, nacierali i mieli kolejne doskonałe okazje bramkowe, ale swojej dominacji nie potrafili wykorzystać. Pudłował lub strzelał wprost w ręce bramkarza Lechii Vuk Sotirović. Serb walczył i próbował podwyższyć rezultat, ale za każdym razem górą był świetnie spisujący się między słupkami bramki rywali Paweł Kapsa.
Niewykorzystane sytuacje zemściły się już w 13 minucie, gdy zimną krew zachował Ivan Lukjanovs i pokonał Mariana Kelemena. W drugiej połowie na szesnaście minut do końca w polu karnym Mariusz Pawelec faulował Tomasza Dawidowskiego. Rezultat meczu strzałem z 11 metrów ustalił pewnie Hubert Wołąkiewicz.
Śląsk w pierwszych trzech meczach rundy wiosennej zdobył tylko 1 punkt i zamiast zbliżać się do czołowych lokat będzie niedługo musiał uciekać przed strefą spadkową. Na razie we Wrocławiu nerwowo jeszcze nie jest, ale po spotkaniu z Legią w Warszawie, gdzie wrocławianom zawsze trudno się grało sytuacja może się już bardziej skomplikować. Tym bardziej, że nasza drużyna jest jedyną ekipą w lidze, która nie wygrała w tym sezonie pojedynku na wyjeździe.
Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 1:2 (1:1)
Bramki: 1:0 Łukasz Madej (7.) 1:1 Ivan Lukjanovs (13.) 1:2 Hubert Wołąkiewicz (74 - karny)
Śląsk: Kelemen - Wołczek, Fojut (77. Szewczuk), Celeban Ż, Pawelec Ż - Madej, Dudek, Mila (65. Ulatowski), Sztylka, Ćwielong Ż - Sotirović
Lechia: Kapsa - Bąk, Kożans, Wołąkiewicz, Mysona - Kaczmarek, Surma, Nowak (85. Pietrowski), Laizans, Lukjanovs (90. Wiśniewski), Dawidowski Ż (90. Piątek).