Na podstawie decyzji prokuratury, Dariusz K. został w sobotę przed południem przewieziony ze szpitala na ul. Kraszewskiego we Wrocławiu do szpitala psychiatrycznego w Lubiążu.
Jarosław Lipczyński, który pełnił w tym czasie dyżur na oddziale, został tym faktem kompletnie zaskoczony. – Nikt się z nami w tej sprawie wcześniej nie skontaktował – mówi. – Nie zostały spełnione żadne wymagane procedury, dlatego przyjęcie pacjenta do szpitala byłoby złamaniem prawa.
Jarosław Lipczyński tłumaczy, że o umieszczeniu na oddziale sądowym o wzmocnionym zabezpieczeniu w szpitalu w Lubiążu decyduje sąd na podstawie orzeczenia Krajowej Komisji ds. Środków Zabezpieczających.
– Tu nie wystarczy decyzja prokuratury. Skontaktowałem się z dyrektorem szpitala i ordynatorem oddziału i wspólnie doszliśmy do wniosku, że przyjęcie tego człowieka byłoby złamaniem prawa – mówi Lipczyński.
Lekarz jest sytuacją bardzo zdziwiony. – Pracuję na oddziale psychiatrycznym już 12 lat i nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Dlaczego przywieźli go w sobotę? Dlaczego wcześniej nas nie poinformowali? – zastanawia się. – Żaden z transportujących go sanitariuszy ani członków konwoju policyjnego nie był w stanie tego wyjaśnić. Powoływali się tylko postanowienie prokuratury.
Jarosław Lipczyński twierdzi, że zadzwonił do prokurator, która wydała decyzję o umieszczeniu podejrzanego w Lubiążu. – Ona sama nie wiedziała, że są takie procedury. A ja tego przecież nie zrobiłem złośliwie ani celowo. Dwie godziny zastanawialiśmy się jak tą sprawę rozwiązać i nie mieliśmy wyjścia, jak tylko odmówić przyjęcia na oddział. To przecież nie była typowa sytuacja, tylko przypadek ciężko chorego psychicznie mężczyzny, podejrzanego o morderstwo. Jak można go było przywieźć do nas bez żadnej konsultacji, bez słowa?
Ostatecznie, Dariusz K. trafił z powrotem do szpitala na ul. Kraszewskiego, gdzie jest pilnowany przez policję. Prawdopodobnie w poniedziałek prokuratura podejmie dalsze decyzje w jego sprawie.