Przy ul. Wielkiej kioskarka informowała ludzi, aby dziś (22 września) nie kasować biletów. Na przystanku tramwajowym przy Rondzie mężczyzna wykłócał się, że przejazdy są bezpłatne tylko dla posiadaczy aut, dlatego wziął ze sobą dowód rejestracyjny.
Na ul. Hallera, Ślężnej czy Armii Krajowej tłok pojazdów stojących na światłach uświadomił, że kierowcy po raz kolejny nie posłuchali ekologów.
O Dniu Bez Samochodu dyskutowali cykliści, którzy zjawili się na Rynku.
- Niestety kierowcy samochód są leniwi i nie mają zamiaru przesiadać się na tramwaj, czy na rower. Zresztą dziś nie jest łatwo jeździć rowerem do pracy. Trzeba się przebrać, odświeżać, a jak ktoś pracuje na odpowiedzialnym stanowisku? Dziś liczy się każda minuta – tłumaczy Jerzy Szot, który razem z rowerzystami przyjechał na Rynek.
Grupa rowerzystów z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej zamierzała przejechać się po starówce z prezydentem Wrocławia. Kiedy Rafał Dutkiewicz wsiadł na rower i ruszał, organizatorzy przejażdżki zagrodzili mu drogę i poprosili, aby zsiadł z roweru.
- Na Rynku od siedmiu lat obowiązuje zakaz jazdy rowerem. Proszę zsiąść i prowadzić rower do ul. Kuźniczej, dalej można już jechać – powiedział stanowczo jeden z organizatorów.
Prezydent posłuchał i wsiadł na rower dopiero na Kuźniczej.
Działacze Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej (WIR) narzekają, że choć miasto zatrudnia oficera rowerowego nie wywiązuje się on z wcześniejszych obietnic.
- Dziś nie zdążymy porozmawiać o problemach rowerzystów, krawężnikach i przeszkodach na ścieżkach. My domagamy się jedynie konsultacji społecznych. Prezydent obiecał nam to dwa lata temu, kiedy wręczyliśmy mu złoty krawężnik – mówi Marcin Korzonek z WIR.
Zdaniem Cezarego Grochowskiego z WIR nie kasowanie biletów w Dniu Bez Samochodu to mało. Miasto powinno zorganizować akcję promocyjną, aby ludzie wiedzieli, dlaczego nie kasują biletów.
