Wniosek złożyli pokrzywdzeni w interwencji Agata Ferenc i Piotr Rachwalski, którzy wcześniej występowali w tej sprawie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Końcem lipca trybunał wydał wyrok nakazujący wypłacenie przez państwo poszkodowanym odszkodowania w wysokości dwóch tysięcy złotych.
- Żądamy przekazania do wiadomości publicznej danych osób fizycznych, które są realnie odpowiedzialne za fakt nasuszenie Artykułów Konwencji, a także pociągnięcia ich do odpowiedzialności. – napisano we wniosku.
Pretekstem był Fiat 126
Chodzi o sprawę interwencji policji z czerwca 1997 roku. O trzeciej w nocy policjanci zauważyli otwarty samochód stojący przy ulicy Reja. Chcąc ustalić czy nie jest kradziony zapukali do budynku przy Reja 69. W budynku tym mieszkali głównie wynajmujący go studenci, którzy utworzyli na tym terenie skłot. Organizowali w nim między innymi koncerty grup alternatywnych. Policjanci budząc śpiących tam młodych ludzi zażądali przedstawienia dokumentów od auta. Mieszkańcy skłotu argumentowali, że nie ma nakazu zamykania samochodu na klucz. Gdy policjanci oświadczyli, że zamierzają odholować samochód, właściciel przedstawił im dokumenty. Doszło do kłótni, w wyniku której właściciel auta został zakuty w kajdanki. Następnie policja wezwała posiłki i przeszukała mieszkanie.
- To było bezprawne wtargnięcie. W myśl polskiego prawa w czasie nocy przeszukanie jest możliwe tylko w wypadkach niecierpiących zwłoki, a w tym wypadku nie było ku temu przesłanek. Wydaje się nam, że sprawa samochodu była tylko pretekstem ponieważ chwilę później pod skłotem pojawiło się dwudziestu policjantów z psami. Sytuacja wyglądała na z góry przygotowaną – mówił na konferencji prasowej Piotr Rachwalski.
„Hołota, brudasy, pedały”
- Policja wyprowadziła często niekompletnie ubrane osoby i ustawiła ich pod ścianą. Wyzywali nas, a najlżejsze określenia jakich używali to hołota, pedały i brudasy. – wspomina Agata Ferenc. Następnie zdaniem pokrzywdzonych jeden z nich został zabrany do radiowozu gdzie został pobity. Bici pałkami mieli być także inni młodzi ludzie. Jak wykazała obdukcja, Ferenc miała na ciele liczne siniaki, w tym jeden o wielkości 13 na 9 cm. Gdy jedna z koleżanek oświadczyła, że wszystko widzi i będzie zeznawać - policjanci mieli grozić jej bronią.
Prokuratura umorzyła śledztwo
Zarówno prokuratura rejonowa jak i rozpatrująca apelację prokuratura wojewódzka nie dopatrzyły się w działaniach policji nieprawidłowości. Odmówiły też wszczęcia postępowania w tej sprawie. Pokrzywdzeni oskarżają prokurator Urszule Kochan Pietrzak o umorzenie sprawy ze względu na bliską współpracę z policjantami biorącymi udział w zdarzeniu. Prokurator miała też nie zwracać uwagi na groźby wypowiadane przez policjantów w trakcie konfrontacji z pokrzywdzonymi podczas śledztwa.
Orzekł Trybunał
Po wyczerpaniu możliwości dochodzenia swoich praw w polskich sądach. Rachwalski i Ferenc wnieśli w 1998 roku sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Argumentowali, że została naruszona Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Na zamkniętym posiedzeniu 7 lipca, Trybunał przyznał im rację. Sędziowie orzekli, że doszło do złamania artykułu trzeciego Konwencji, mówiącego że nikogo nie można poddawać upokarzającemu traktowaniu lub karze. Zdaniem sędziów doszło też do złamania artykułu ósmego o poszanowaniu życia prywatnego i rodzinnego oraz mieszkania.
