Do czasów II wojny światowej w więzieniu wykonywano wyroki śmierci przez powieszenie i ścięcie gilotyną. Według dokumentów ścięto tam 755 osób. Najwięcej Czechów i Słowaków (380). W roku 1943 wykonano najwięcej wyroków. Pierwszą obywatelką polską była robotnica Maria Adamska z miejscowości Skokowa. Wyrok wykonano o godzinie 5.40.
Łącznie z zakładzie karnym przy Kleczkowskiej ścięto 264 Polaków m.in. inżynierów, mechaników, redaktorów i robotników.
Z przekazanych do muzeum przedmiotów pozostało dziś jedynie ostrze, które można oglądać w Pałacu Królewskim przy ulicy Kazimierza Wielkiego.
- Nie udało nam się odnaleźć kosza na głowy. Drugie ostrze razem z kompletnym strojem kata zaraz po przekazaniu pojechało do Związku Radzieckiego. Obecne ostrze waży kilkadziesiąt kilogramów. Przekazano je w drewnianej skrzyni – mówi Ewa Pluta, rzecznik Muzeum Miejskiego we Wrocławiu.
Co dalej działo się z odciętymi głowami? Według nieoficjalnych informacji trafiały one do Zakładu Medycyny Sądowej. Studenci na dobrze zachowanych głowach uczyli się preparowania czaszek i budowy mózgu.
- W zakładzie znaleźliśmy wiele dobrze zachowanych czaszek. Niestety wszystkie trafiły do instytutu anatomii. Po latach szukaliśmy je, ale żadnej nie odnaleźliśmy – tłumaczy prof. Tadeusz Dobosz, kierownik Zakładu Technik Molekularnych we Wrocławiu.
W osiemnastym i dziewiętnastym wieku gilotyną ścinano wyłącznie arystokratów. Uważano, że jest to najbardziej bezbolesna i humanitarna śmierć.
- Z pewnością ścięcie jest mniej bolesne od rozstrzelania czy powieszenia, gdzie człowiek może jeszcze pomęczyć się przez kilkanaście sekund. Podczas gilotynowania skazany czuje wyłącznie uderzenie ostrzem – dodaje prof. Dobosz.
Podczas Rewolucji Francuskiej codziennie w Paryżu ścinano kilkaset osób. Pewnego razu zażartował sobie pewien kat, który umieścił więźnia pod ostrzem i uderzył w szyję mokrym ręcznikiem. Więzień zmarł na atak serca.