Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Krwawy dobroczyńca

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Mięso zabitych ludzi sprzedawane na targowiskach. Paski i szelki z ludzkiej skóry. 40 ofiar. Ponad 20 lat rzezi. Intrygująca, a jednocześnie ciemna karta z dziejów Ziębic, jest wciąż odkrywana na nowo.

- Mydło. Robił mydło z ludzkiego tłuszczu. To wstrząsnęło mną najbardziej. Mroczne preludium do dalszych losów Europy – Lucyna Biały wspomina koniec lat 90-tych, kiedy jako kustosz oddziału starych druków Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego na Piasku prowadziła badania nad śląską prasą. Wtedy właśnie natknęła się na serię artykułów, opisujących makabryczną zbrodnię w Ziębicach.

Lokalne gazety „Münsterberger Zeitung” i „Frankenstein – Münsterberger Zeitung” opisywały historię, która wykraczała poza granice ludzkiej wyobraźni. Mięso zabitych ludzi sprzedawane na targowiskach we Wrocławiu. Paski z ludzkiej skóry. 40 ofiar. Ponad 20 lat rzezi. – W nocy nie mogłam spać – mówi Biały. – Byłam wstrząśnięta i chciałam, żeby sprawa została ujawniona. Jako ostrzeżenie.

Historia Karla Denkego przez lata nie wychodziła poza sferę opowieści powtarzanych w obrębie lokalnej społeczności. Mieszkańcy Ziębic traktowali ją jako intrygującą, ale ciemną kartę historii miasta. Dopiero odkrycie Lucyny Biały, która odnalezione fakty przedstawiła w referacie „Casus Denke – ziębicki kanibal” wywołało falę zainteresowania sprawą, zarówno w Polsce, jak i zagranicą. – Otrzymałam wtedy mnóstwo listów. Między innymi z Seattle. Alan Denke pytał mnie, czy to możliwe, że Karl był jego przodkiem. Po publikacji Biały, w ziębickim Muzeum Sprzętu Gospodarstwa Domowego otwarto wystawę poświęconą zbrodniarzowi. Szybko ją jednak zlikwidowano, ze względu na zarzuty promowania niemieckiego mordercy. Do tematu nie powrócono.

Mroczne dzieje Denkego ożyły kilka lat później za sprawą znaleziska profesora Tadeusza Dobosza, pracownika katedry medycyny sądowej we Wrocławiu. – Jeszcze w latach 80-tych, na śmietniku przy kampusie Akademii Medycznej trafiłem na cały karton tajemniczych diapozytywów, używanych kiedyś przez niemieckich profesorów. Utrwalono na nich makabryczne zabójstwa i zagadki kryminalne z minionej epoki.

Większość z prawie tysiąca szklanych płytek była zniszczona, a obrazy trudne do odtworzenia. Karton na kilkanaście lat trafił na strych. - Dopiero gdy pojawiły się nowe możliwości techniczne, udało mi się zeskanować przezrocza, a najciekawsze przedstawiłem podczas wystąpienia „Skarby ze śmietnika” – wspomina Dobosz. - Część obrazów dotyczyła spraw, które początkowo trudno było zidentyfikować. W serii „Zagadki” umieściłem m.in. dziewięć kolejno ponumerowanych przezroczy, układających się w makabryczną opowieść. Dom na przedmieściach, mroczna, zagracona kuchnia, noże, piła, słoiki z peklowanym mięsem, kości, paski skóry. Na moje oko,była to opowieść o kanibalu.

Narodziny zła

Historia, szczegółowo opisana przez Lucynę Biały, zaczęła się w 1870 roku. W małej miejscowości na Dolnym Śląsku na świat przyszedł Karl Denke. Był drugim synem bogatego rolnika. Miał problemy w szkole, w wieku 12 lat zaczął uciekać z domu. Po ukończeniu szkoły praktykował u ogrodnika. Gdy miał 25 lat, umarł jego ojciec, a starszy brat przejął gospodarstwo. Za odziedziczone pieniądze Denke kupił ziemię w Ziębicach, zwanych wtedy Münsterberg. Nie sprawdził się jednak jako gospodarz i wkrótce musiał ją sprzedać. Pieniądze zainwestował w kupno domu przy Teichstrasse 10 (dzisiejsza ul. Stawowa). Przez ponad 100 lat budynek niewiele się zmienił. Szary, prosty, jednopiętrowy, obecnie ze śladami licznych remontów. Mieszka w nim dzisiaj Janina Szczepańska. – Strach był na początku – mówi. – Zwłaszcza wieczorami. Zapalałam wtedy wszystkie światła i czekałam na powrót męża. Szczepańscy poprosili księdza o poświęcenie domu. Powtarzają to co roku przy okazji świąt Bożego Narodzenia. – Strach minął. To żywych należy się bać, a nie umarłych.

Denke zajął mieszkanie na parterze, resztę pomieszczeń wynajmował innym lokatorom. Kiedy w wyniku kryzysu pogorszyła się jego sytuacja finansowa, sprzedał dom, ale pozostał w dotychczasowym mieszkaniu. Obok wprowadził się nauczyciel Voigt, na piętro kupiec Gabriel z rodziną.

Sąsiedzi słyszeli czasem odgłosy piłowania i rąbania, widzieli zakrwawioną wodę, którą Denke wylewał w ogrodzie. – Przypuszczali, że zabija psy i handluje ich mięsem – mówi Lucyna Biały. – Karl Denke był szanowanym obywatelem Ziębic. Uchodził za człowieka pobożnego, zrównoważonego i spokojnego. Na pogrzebach członków gminy ewangelickiej, do której należał, nosił krzyż.

Przydomek „ojczulek Denke” podkreślał też dobrotliwość i uczynność, którą przypisywali mu mieszkańcy miasteczka. Wszystko za sprawą „pomocy”, jakiej udzielał bezdomnym i włóczęgom, którzy całymi tabunami przewijali się przez międzywojenne Niemcy. Tysiące ludzi poszukujących chleba i pracy, okaleczonych fizycznie i psychicznie przez okrucieństwa wojny, o których los nikt nie się martwił. Nikt nie pytał, skąd są i dokąd odeszli. Denke oferował im posiłek, kąpiel, czasem nocleg. Potem ich nazwiska zapisywał w swoim notesie. Po raz pierwszy 21 lutego 1903 roku, po raz ostatni 17 listopada 1924.

Władze doceniały uczynność Denkego. Porządny obywatel bez problemu uzyskał pozwolenie na handel obnośny. Sprzedawał szelki, sznurowadła, skórzane paski. Na wrocławskich targowiskach oferował peklowane mięso: wieprzowinę bez skóry.

Z dawnych przepisów: na 1 litr wody 5 łyżek soli, 3 łyżki cukru i 1 łyżeczka saletry. Mięso pokroić w kawałki, ułożyć w kamiennym garnku i zalać przegotowaną zalewą. Odstawić na 4-5 dni do lodówki. Po tym okresie kawałki mięsa włożyć do słoików, można dodać przyprawy (ziele angielskie, pieprz, liść laurowy oraz 1 łyżkę zalewy.) Tak przygotowane słoiki gotować 1,5 - 2 godz. Do peklowania najlepiej używać wieprzowiny. Karl Denke nie używał wieprzowiny.

Niedoszła ofiara

Vincenz Olivier przyjechał do Ziębic 20 grudnia 1924 roku. Był czeladnikiem. Żeby zdobyć pieniądze, żebrał po domach. Trafił na ul. Stawową. Denke zaprosił go do domu, obiecując pokaźny datek. Kilka minut później padł cios zaostrzoną motyką. Tym razem jednak sprawy mocno się skomplikowały, ranny Olivier zdołał wyrwać broń z ręki zabójcy i wybiec z domu. Około godziny 13 zgłosił się na posterunek policji. Początkowo funkcjonariusze nie dowierzali relacji włóczęgi. Wsadzili Oliviera do aresztu, ale ze względu na jego ciężkie obrażenia zdecydowali się zatrzymać Denkego. Doprowadzony na posterunek, tłumaczył, że włóczęga próbował go okraść, dlatego zaatakował. Do wyjaśnienia sprawy został osadzony w celi. Kilka godzin później powiesił się na kracie okna w areszcie, wykorzystując chustkę do nosa.

22 grudnia, krewni Denkego poprosili o wydanie zwłok i zezwolenie na pogrzeb. 24 grudnia, policjanci udali się na ul. Stawową 10, żeby zabezpieczyć jego mienie.

Z policyjnych notatek: 15 kawałków ludzkiego mięsa w słonej zalewie, 480 kości, 420 zębów, aparat do produkcji mydła, paski, szelki i sznurowadła z ludzkiej skóry, zakrwawione ubrania, dokumenty, notes z nazwiskami: Hermann Müller – zwolniony z więzienia w Zielonej Górze, Johann Thomalla – wypisany ze szpitala w Strzelcach Opolskich, Heinrich Bruchmann – stolarz, Robert Lorenz – rzeźnik… Zidentyfikowano 20 osób. Ofiar było prawdopodobnie 40. Może więcej.

Denke został pochowany 31 grudnia, o godzinie 6 rano, w nieoznakowanym grobie w kącie cmentarza. Doniesienia lokalnych gazet spowodowały panikę wśród mieszkańców, przejawiającą się niejednokrotnie „nerwowymi chorobami żołądkowymi”. Miejscowe zakłady mięsne popadły w poważne tarapaty finansowe. Obawiano się też zatrucia wody. Sądzono bowiem, że źródła zostały zanieczyszczone przez zwłoki, które Denke zakopywał w ogrodzie.

Swoim samobójstwem seryjny zabójca wyręczył sprawiedliwość. Pozostawił tym samym bez odpowiedzi wiele pytań, które do dziś nurtują zainteresowanych jego historią.

Denke – produkt wojny

Do dziś nie wiadomo, czy słuszne jest określanie Denkego mianem kanibala. – O ile wiem, w jego mieszkaniu znaleziono nadgryzione kawałki ludzkiego mięsa – mówi Tadeusz Dobosz. – Stąd prosty wniosek, że żywił się mięsem swoich ofiar. Nikt jednak nie sprawdził, czy ślady zębów należały do Karla Denkego. Być może mięsem zabitych częstował przyszłe ofiary. Zwierzynę karmił zwierzyną. – Tak właśnie postrzegał tych, których mordował – twierdzi Lucyna Biały. – Karl Denke nie tylko zabijał. Odzierał swoje ofiary z człowieczeństwa. A może właśnie odczłowieczenie pozwalało na dokonywanie tak strasznych czynów. Przekonanie, że pewne grupy na człowieczeństwo nie zasługują. Badaczka widzi w tym odbicie rodzącej się w Niemczech ideologii. – Denke mordował bezdomnych, żebraków, ludzi, którzy wydawali mu się bezużyteczni.

Powszechnie przyjętym motywem zbrodni ziębickiego potwora była jego umysłowa niepełnosprawność (mówiono, że Denke był opóźniony w rozwoju), zaburzenia psychiczne, osobowościowe i seksualne. - To część prawdy – mówi Biały. – Denke działał z wyrachowaniem, zamienił zbrodnię w makabryczny biznes i przewidywał możliwe konsekwencje. Dlatego powiesił się w celi zaraz po zatrzymaniu.

Biały przypomina, że w tym samym czasie w Niemczech ujawniono kilka innych przerażających morderstw, dokonanych przez seryjnych zabójców. Także z elementami kanibalizmu. – Rok 1924 był rokiem przeklętym – mówi. – Wystarczy wspomnieć Friedricha Haarmanna, „rzeźnika z Hanoweru”. Zbrodnia bliźniaczo podobna do sprawy Denkego. Informator policji, homoseksualista, zamordował około 50 młodych mężczyzn, a ich mięso sprzedawał na okolicznych targach. Jego proces rozpoczął się w grudniu 1924 roku. Dwa lata później został stracony.

- To nie mógł być przypadek. Coś sprawiło, że w międzywojennych Niemczech pojawiło się tyle zła – mówi Biały. – Planuję powrócić do sprawy Denkego i innych seryjnych zbójców w Niemczech. Tym razem w kontekście wpływu mitu i ideologii.

Dla profesora Dobosza, sprawa Karla Denkego to przykład krańcowego upadku etyki ludzkiej i kupieckiej. – Ocena motywów zbrodni należy do biegłych psychiatrów – mówi. – Niewątpliwie jednak był on wytworem wojny. Krańcowe sytuacje mogą doprowadzić do powstania takich zjawisk nawet na masową skalę. Brak dozoru, bezkarność, masy bezimiennych, zdemoralizowanych wojną ludzi, o których losy nikt się nie troszczył. To stworzyło Denkego.

Informacje o zbrodni w lokalnych gazetach szybko przestały się ukazywać. – Władzom zależało na wyciszeniu sprawy. Nie takiej popularności potrzebowały wtedy Niemcy – mówi Lucyna Biały. – Policyjne raporty i akta trafiły najprawdopodobniej do Wrocławia, potem do Berlina. Nie wiadomo, czy przetrwały II wojnę światową.

Według badaczki, sprawa nie powinna jednak odejść w zapomnienie. – Historię trzeba przyjmować z jej blaskami i cieniami – mówi. Zgadza się z tym Antonii Herbowski, burmistrz Ziębic. - Życie nie składa się tylko z pięknych i dobrych chwil. Zdarzają się również sytuacje okrutne, które na długo pozostają w naszej pamięci. O nich też należy mówić – powiewdział. Herbowski zdaje sobie sprawę z ogromnego zainteresowania, jakie budzi historia Denkego. Dlatego też planuje stworzenie miejsca, gdzie fakty zbrodni zostałyby odpowiednio udokumentowane. – Wydaje mi się, że najlepsze byłoby pomieszczenie w ratuszu, gdzie Denke popełnił samobójstwo – mówi. – Takie miejsce jest potrzebne nie po to, żeby straszyć ludzi, ale żeby byli czujni, spostrzegawczy i przede wszystkim żeby poznali całą prawdę.


Kornelia Trytko, współpraca Agata Jurczak



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl