- To byłaby idealna pogoda do oblatania – mówi na początku naszego spotkania w budynku „serowca” przy ulicy Wyspiańskiego Tomek. Niestety wrocławska ekipa w skład której oprócz niego wchodzą – Przemek, Artur i Dawid obudziła się nieco późno do startu w zawodach. - Prace nad naszą maszyną zaczęliśmy pod koniec grudnia. Może dlatego prawie nikt z naszych profesorów nie wierzył, że w ciągu kilku tygodni zbudujemy model od podstaw – podkreśla Przemek. Pracowali jednak ciężko. Nierzadko ponad dwanaście godzin dziennie. Opłaciło się. Model „Czopun”(jego nazwa wywodzi się od mitycznego ptaka afrykańskiego) leży już w skrzyniach transportowych, które polecą na zawody do Stanów Zjednoczonych.
Mało się nie pobili
Początkowo w ekipie, która miała zająć się budową modelu było pięć osób. - Niestety wykruszył nam się jeden z kolegów – wspomina Tomek. Zostało ich czterech. Stres był duży, bo na początku podzielili pomiędzy siebie zadania. - Mało brakowało a na samym początku byśmy się pobili – śmieje się Przemek. Kryzys udało się przezwyciężyć.
„Mózgiem” spraw związanych z obliczeniami został Artur (student elektroniki) – to on projektował model samolotu i zajmował się obliczeniami przy pomocy specjalistycznych programów komputerowych. Konstrukcję wzięli na barki Tomek i Przemek - od lat zapaleni modelarze. Odpowiedzialność za logistykę spadła na Dawida studenta zarządzania.
W małą ekipę nikt nie wierzył. - Trzeba jednak przyznać, że Politechnika dzielnie wspomagała nas finansowo – twierdzą zgodnie.
W 60 dni...
Najtrudniejszym i najdłuższym zarazem etapem była faza projektowania. - Mieliśmy zbyt wiele pomysłów. Trzeba było się na coś zdecydować – mówią. Na panewce spalił pomysł wykonania skrzydeł „Czopuna” z tytanu. Zaważyły koszty. Dwa skrzydła z tego materiału kosztowałyby około trzystu tysięcy złotych. Koncepcja z dźwigarem zrobionym z kijka narciarskiego również upadła. - Włókna szklanego i węglowego zabronili używać organizatorzy zawodów. Pewnie dlatego, że chcieli żeby drużyny startujące wykazały się innowacyjnością – podkreśla Przemek. Ostatecznie model powstał z balsy (rodzaj wytrzymałego, lekkiego drewna afrykańskiego), sklejki i wielu metalowych komponentów. Silnik zmontowali sami. Jednak w tym wypadku jego rodzaj określił sam organizator.
Po fazie projektowania przystąpili do konstrukcji i budowy. Łatwo nie było. - Z niektórymi problemami musieliśmy się przespać. Taka sytuacja miała miejsce przy łączeniu kadłuba z ogonem – opowiada Przemek. W rozwiązaniu innych czasem pomogli im ludzie spoza drużyny. Gdy mieliśmy problem z gwintowaniem szprych sprawę rozwiązał starszy pan. - Później dowiedzieliśmy się, że zrobił je dla nas profesor Janusz Szymanowski – śmieją się twórcy „Czopuna”.
Całość prac skończyli po sześćdziesięciu dniach. Brak czasu i niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne uniemożliwiły im „oblatanie” modelu. Tego, że Stanach Zjednoczonych maszyna nie wystartuje jednak się nie boją. - Wszystko wskazuje, że model wzbije się w powietrze. Jesteśmy optymistami – stwierdza Przemek. Mają do tego prawo. Studenci - konstruktorzy posiadają doświadczenie jako piloci szybowców, a Tomek nawet jako pilot prawdziwych samolotów.
Na amerykańskiej ziemi
W Stanach przed studentami Politechniki stoi trudne zadanie. W Kalifornii przyjdzie się im zmierzyć z sześćdziesięcioma drużynami z całego globu. Europę reprezentują tylko trzy ekipy – wszystkie z Polski. - Oprócz nas swoje reprezentacje wystawiły Poznań i Rzeszów – opowiada Przemek.
Na zawodach „Aero Design” modele są oceniane pod kilkoma względami. Na ostateczną punktację składają się trzy elementy: prezentacja, obliczenia i lot. - Dla nas największym wyzwaniem będzie prezentacja. W ciągu zaledwie dziesięciu minut należy przekonać komisję z Lockheeda do swojego modelu.To specjaliści – więc lanie wody nie wchodzi w grę – twierdzą zgodnie.
Nie mniej istotnym elementem jest zgodność obliczeń z dokumentacją. Najważniejszym testem jest lot. Tu punkty przyznaje się na przykład za oderwanie modelu od ziemi. W tej próbie wygrywa ten kto podniesie ciężar jaki określił wcześniej w dokumentacji.
W Aero Design można zdobyć nagrody w dziewięciu kategoriach. - Jakby nam nie poszło – zawsze możemy starać się o tą, w której chodzi o jak najbardziej efektowne rozbicie :samolotu: - żartuje Tomek. Wrocławscy studenci, niezależnie od wyniku, zapowiedzieli już chęć startu w podobnych zawodach w Brazylii. W Kalifornii za sukces uważają miejsce w pierwszej dziesiątce.