Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
"Gleba" jak komórka

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Z wrocławianinem, choreografem i tancerzem zwycięzcą "You can dance" rozmawiamy o wrażeniach z programu, popularności, o tym czemu ludzie zaczepiają go w Nowym Yorku i Chicago, a także o spektaklu o Powstaniu Warszawskim.

Popularność w mediach zdobyłeś głównie dzięki programowi "You can dance". Zastanawia mnie co robił Gleba przed programem?

- Właściwie to samo co dzisiaj. Tańczyłem, pracowałem w teatrach. Nieco później zająłem się choreografią.

To miałeś trochę do roboty. Skąd więc decyzja, żeby wystartować w programie?

- To proste. Chciałem dalej się kształcić, zdobywać doświadczenie i być jeszcze lepszym w tym co robię. Tak naprawdę skusiły mnie warsztaty taneczne.

Wystartowałeś w castingu. Udało się. Pewnie droga do zwycięstwa nie była usłana różami?

- Po castingu w Gdańsku sprawy potoczyły się naprawdę szybko. Wiele rzeczy przed warsztatami w ramach programu musiałem doszlifować. Później nie było już czasu na myślenie - tylko ciężka praca nad technikami tańca i choreografią. To była prawdziwa szkoła przetrwania. Każdy dzień zaczynał się o dziewiątej rano. Najpierw śniadanie, później trening, obiad przynoszony na salę, zdjęcia do programu, kolacja i na dokładkę rehabilitacja o dziewiątej wieczorem.

Chyba jednak było warto. Co czułeś kiedy wygrałeś pierwszą polską edycję "You can dance"?

- Ogromne emocje i szczęście, które wypływają nie wiadomo skąd. To dziwne uczucie, gdy następnego dnia budzisz się rano i na czerwonym pasku w telewizorze widzisz swoje imię i nazwisko. To, że wygrałem dotarło do mnie dopiero po dwóch-trzech dniach.

Stałeś się popularny. Tłumy fanek, listy, telefony, rozpoznawalność na ulicach. Jak na to zareagowała twoja żona?

- Po wygranej woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Zdecydowaliśmy, że naszego prywatnego życia nie wpuścimy do mediów. Nie miałem zamiaru poprzez serwisy plotkarskie podbijać swojej popularności. Wszystko w życiu prywatnym miało zostać na starych zasadach. Oczywiście musiało minąć trochę czasu zanim Magda przyzwyczaiła się do tego całego szumu wokół mojej osoby. To miłe, że gdy idę po ulicach Nowego Yorku czy Chicago ludzie różnych narodowości mówią - "o Gleba".

"You can dance" to wielka marka. Nie masz wrażenia, że nieustannie musisz potwierdzać swoją wartość?

- Faktycznie, po wygraniu takiego programu musisz być non-stop przygotowany na sto procent. To tak jakbyś miał wielki neon wygrawerowany na czole.

Popularność, częste podróże, nowe projekty, imprezy z różnych okazji. Czy to cię czasem nie męczy?

- Niektórzy ze znajomych mówią, że jestem robotem. Cały czas muszę coś robić. Do życia wystarczą mi chleb, woda i cukier. Strasznie uwielbiam go jeść. Zabieram go ze sobą nawet w torebeczkach z  kawiarni...

Czy ty w ogóle jakoś wypoczywasz?

- Nie mam chęci na odpoczynek. A jeżeli już, to staram się to robić aktywnie - pójść na basen lub pobiegać po plaży. Jestem jak telefon komórkowy. Ładuje się bardzo szybko, a rozładowuje bardzo wolno.

Nie zajmujesz się wyłącznie tańcem, ale także choreografią...

- Ostatnio w tej roli pracowałem przy sztuce o Powstaniu Warszawskim, która niedługo ma być prezentowana na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Jest to historia o ludzach oparta na fragmentach z dziennika Mirona Białoszewskiego. Reżyserem jest Jerzy Bielunas, a muzykę skomponował Mateusz Pospieszalski. Nie znajdziemy tu wielkiego patetyzmu. Kluczem do spektaklu są emocję i duch tamtych czasów.

To wolisz tańczyć czy pracować w takiej roli jak przy spektaklu o Powstaniu Warszawskim?

- Praca choreografa daje mi dużo satysfakcji. Jeszcze w liceum bardzo często chodziliśmy do teatru z naszym profesorem Bednarkiem. Przy każdej sztuce patrzyłem na aktorów z zachwytem. To miłe kiedy teraz po spektaklu podchodzą do mnie osoby takie jak Kinga Preis czy inni aktorzy i mówią, że spektakl im się podobał.


Bartłomiej Sarna



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 26 kwietnia 2024
Imieniny
Marii, Marzeny, Ryszarda

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl