Urna z sercem Chopina od 159 lat przechowywana jest w kościele św. Krzyża w Warszawie. Ostatni raz otwierano ją w1953 roku. Serce znajduje się w zamkniętym słoju i zatopione jest w spirytusie. W ten sposób w dziewiętnastym wieku konserwowano serca, mózgi i członki znanych postaci.
- Istniały wówczas dwa rodzaje słojów do konserwacji narządów. Zamykano je doszlifowanym korkiem bądź słój przykrywano szklaną płytką, którą uszczelniano smołą, woskiem lub inną masą bitumiczną. Jednak z czasem preparat mógł ulec rozszczelnieniu – tłumaczy prof. Tadeusz Dobosz z Zakładu Technik Molekularnych Akademii Medycznej we Wrocławiu.
Uzupełniając płyn i sprawdzając stan narządu ponownie można zakonserwować szczątki. Prekursorem tej metody jest holender Willem Mulder, który badał 300-letnie preparaty.
W ten sposób wrocławscy naukowcy zamierzają uratować serce znanego kompozytora, które jest symbolem dla przyszłych pokoleń.
Jako dowód umiejętności profesor pokazuje zdjęcia uratowanych w ten sposób preparatów przywiezionych po wojnie z berlińskiego Muzeum Traumatologii. Mimo, że zostały one zdewastowane przez Armię Czerwoną (żołnierze wypijali spirytus z preparatów), dużą ich część udało się uratować.
- Dokładnie nie wiadomo, na co zmarł Chopin. Różne źródła podają, że powodem śmierci mogła być gruźlica lub mukowiscydoza. Dzięki nowoczesnym metodą DNA można to dokładnie zdiagnozować – dodaje prof. Dobosz.
Chęć badań wyrazili już wrocławscy naukowcy m.in. specjaliści od medycy sądowej i badań genetycznych.
Na ich przeprowadzenie musi zgodzić się jednak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Warszawie, które jak na razie milczy w tej sprawie.
- Jest okazja ku temu, bo 1 marca 2010 roku, cały świat będzie obchodził dwusetną rocznicę śmierci wielkiego kompozytora. To ostatni dzwonek. Później taka okazja może się już nie powtórzyć – tłumaczy naukowiec.