Zestawienie hucznego Sylwestra z brakiem sceny na Rynku podczas tegorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, pozostawiło Wrocławian z mieszanymi uczuciami. – Nie ważne gdzie się bawimy, ważne, że ludzie wciąż chcą pomagać dzieciakom – mówił Andrzej Janicki, wrzucając do zielonej puszki 20 zł. – Czy na Rynku, czy tutaj, jakie to ma znaczenie? Dla niektórych – kluczowe. – W zeszłym roku o tej porze już drugi raz wymienialiśmy puszki – wspomina „Tadzik”, jeden z kwestujących dziś harleyowców. – Zebraliśmy wtedy 10 tys. Teraz puszki nie są nawet w połowie pełne i jak zbierzemy 5 tys. to będzie sukces. Przyczyna mniejszej ilości pieniędzy w puszkach jest dla Tadzika oczywista. – Impreza w Rynku to było coś! Mieliśmy wtedy 300 maszyn, teraz mamy 30. Ludziom nie chce się tu przychodzić, to i do puszek mniej wpada. Motocyklista przyznaje, że atmosfera i tak jest dobra, a wrocławianie bywają hojni. – Tylko że do tego powinno się stworzyć odpowiednie warunki, a takich tu zdecydowanie brakuje.
Podobnego zdania jest Leszek Mika, który razem z żoną towarzyszył parze małych wolontariuszy: 5-letniej Marysi i 6-letniemu Kornelowi. – Trochę żal, że władze nie pomogły w organizacji Finału na Rynku – mówi. – 80 tysięcy na sylwestrowy występ Dody się znalazło, a na Orkiestrę już nie. Teraz Wrocław słynie z pośladków Dody, a przecież mógłby zasłynąć w akcji na rzecz dzieciaków. To ich życie jest najważniejsze. Dobrze, że chociaż marszałek wspomógł organizatorów.
Problemów z pieniędzmi nie mieli Kornel i Marysia. Ludzie bardzo chętnie pochylali się nad ich puszkami. – To świetna okazja, żeby pokazać dzieciom co mogą zrobić dla innych – mówi Maria Mika, mam Kornela. – Bardzo się przejęły swoim zadaniem. Chciały nawet zbierać pieniądze na przeziębionego braciszka Marysi. Musieliśmy im wytłumaczyć, że akcja ma trochę inny cel.
Na brak zainteresowanie nie narzekali też policjanci, uzbrojeni w puszki i zasileni przez Komisarza Lwa. – Zawsze chętnie włączamy się w takie akcje, nie tylko pilnując bezpieczeństwa wolontariuszy, ale również kwestując – mówi Paweł Petrykowski z wrocławskiej KWP. – Ludzie bardzo chętnie wrzucają pieniądze do naszych puszek. Czy to dlatego, że policja używa jakichś szczególnych metod perswazji ? – Myślę, że to wynika z zaufania do funkcjonariuszy – twierdzi Petrykowski.
Wrocławski Finał przebiegał bez większych zakłóceń. Policja nie otrzymała informacji, że któryś z wolontariuszy znalazł się w tarapatach. Do napadów rabunkowych doszło za to w Świdnicy i Wałbrzychu, gdzie wolontariuszom skradziono puszki na datki. – Otrzymaliśmy również zgłoszenie, że na terenie powiatu świdnickiego czternastolatek zabrał puszkę swojemu o rok młodszemu koledze – mówi Petrykowski. Za zrabowane pieniądze kupił sobie…chipsy.