W mediach cały czas słyszymy o kryzysie ekonomicznym, dlatego postanowiliśmy sprawdzić na co może liczyć dzisiaj Święty Mikołaj. Strój zdobyłem dzięki uprzejmości Wypożyczalni Strojów Karnawałowych przy ul. 9 Maja jeszcze w piątek. Z pudełkiem kartonowym było łatwiej. Czerwony napis „Kryzysowy Mikołaj prosi o wsparcie” zrobiliśmy w poniedziałek. Żeby nie wyjść do wrocławian z pustymi rękami zaopatrzyłem się również w cukierki. Przecież każdy doskonale wie, że Mikołaj powinien rozdawać prezenty, a nie je zbierać. Z resztą wtedy jest bardziej wiarygodny.
Na początek biblioteka im. Mikulskiego w Rynku. Tam, żeby się przebrać. Miejsca nie było za wiele. Obsługa nieco zdziwiona. Do budynku weszło dwóch panów, a wyszedł jeden i Mikołaj. Gdy opuszczamy budynek zza lady w szatni odprowadza nas zdziwione spojrzenia szatniarza. W drzwiach mijamy młodą wrocławiankę, która odprowadza nas uśmiechem aż do fontanny w Rynku.
Najpierw do Urzędu Miasta. - Którędy do prezydenta? – Prosto, po schodkach i po lewej – mówią nam zgodnie portierka i ochroniarz. Mikołaja niestety nie wspomogli. Udajemy się zatem do prezydenta Wrocławia z myślą, że pewnie on poratuje Mikołaja w potrzebie. Podchodzę do biurka sekretarki. – Chciałbym się spotkać z prezydentem. – A w jakiej sprawie? - Wie pani jest kryzys, Mikołaj w takich czasach nie ma lekko. – Jaki kryzys? - Zwalniają ludzi w Whirlpoolu. - Ale przecież jeszcze nie zwolnili. Z resztą z prezydentem trzeba się umawiać kilka tygodni wcześniej. Z tym kryzysem, to powinien się Pan raczej skierować do Agencji Rozwoju Aglomeracji – oświadcza. Wyciąga długopis, po czym kaligrafuje na kartce papieru nazwę instytucji, adres i numer telefonu. - A nie wspomoże pani Mikołaja? – Nie. - A pan? Mikołaj da Panu cukierka. – Ja też mogę dać Mikołajowi cukierka – mówi bardzo poważnie jegomość w garniturze. Jak nie, to nie. Trudno.
Udajemy się do siedziby Straży Miejskiej w Rynku. Na dole siedzi strażnik. Podnosi się z fotela. - Słucham? Pytam o wsparcie dla Mikołaja w potrzebie. – Niestety nie daje na ulicy? – No tak, ale przecież jesteśmy w budynku. Znowu nic nie udało się wskórać. Strażnik życzy nam szczęścia. Dobre słowo, to też coś.
Skoro tu się nie da, to idziemy do biura Platformy Obywatelskiej. Tu też odsyłają nas z kwitkiem. Posłów nie ma, choć podobno z rana jeszcze siedzieli w swoich biurach. Jeden z asystentów pyta: - W jakiej sprawie? - A czy Mikołaj zawsze musi przychodzić w jakieś sprawie?
Schodzimy po schodach na dół, gdzie otacza nas gromadka dzieci. Witają Mikołaja uśmiechami. Wiele dać nie możemy, więc maluchy dostają cukierki. W zamian, z lekkim strachem w oczach głaszczą mnie po brodzie, której autentyczność sprawdzają pociągając za nią delikatnie. Na szczęście broda trzyma się dobrze i nie zostaję zdekonspirowany.
Jarmark Bożonarodzeniowy na Rynku. Atakuję anielicę. Kto jak kto, ale ona powinna wspomóc świętego. Pomimo nalegań odpowiada, że w grę wchodzi tylko wymiana. Mikołaj da coś Aniołowi, a Anioł Mikołajowi. Nie idę na to i szybko się ulatniam. Z boku złym okiem przygląda nam się ochroniarz, który jeszcze chwila i gotów chwycić za krótkofalówkę.
Następne kroki kieruję do biura poselskiego Kazimierza Ujazdowskiego. Domofon – nikt nie odpowiada. Drzwi są jednak uchylone, więc wchodzę. Znów po schodach na górę, później długim korytarzem i jestem na miejscu. Niestety posła nie udaje się zastać. Czeka mnie kolejna rozmowa z panią w biurze. – Zielonym Mikołajom mogę coś dać – oświadcza pani z biura poselskiego. – A czerwony jest gorszy? To jak, wspomoże pani Mikołaja? - Nie.
Zrezygnowani zmierzamy do Biura Porad Obywatelskich przy ul. Szajnochy. Może ta instytucja pomoże jakoś Mikołajowi w kryzysie. Pomaga, ale tylko dobrą radą. Na pytanie jak święty ma przetrwać kryzys – pani z okienka odpowiada: - Jak to jak - przeczekać.
Znowu nic. Idziemy do miejsca, gdzie świętego raczej trudno spotkać, czyli do sex shopu przy ul. Krupniczej. Gdy ekspedientka widzi Mikołaja z przerażeniem odskakuje wraz z krzesłem do tyłu. Robi to z takim impetem, że mało nie spada na posadzkę. Wszak gdzie jak gdzie, ale w sex shopie to Mikołaja raczej ciężko spotkać. No, może łatwiej tam o jakąś śnieżynkę. Gdy ekspedient czyta napis na kartonie pyta niepewnie. - Czy mogą być kondomy? - Czemu nie. Po chwili wrzuca nam do kartonu pierwszy „datek” w postaci prezerwatywy i dwóch baloników do dmuchania. To już coś.
Ruszamy dalej. Krupniczą w kierunku policji przy Podwalu. Po drodze wchodzimy na plac budowy. Skoro nie VIP-y, to może wspomogą Mikołaja w potrzebie zwykli wrocławianie. Nie przeliczyliśmy się. Podchodzimy do grupki robotników. Pytamy o wsparcie. – Wiesz Mikołaju teraz nic nie mamy, bo wypłata dopiero dziesiątego. Ale jak wrócisz po niej, to na pewno cię czymś poratujemy – obiecuje jeden. Już mamy odchodzić jednak pan w pomarańczowym kombinezonie wysupłuje z kieszeni i wrzuca kilka drobnych do pudełka. W taki sposób Kryzysowy Mikołaj został wsparty 35 groszami!
W końcu policja. Z wejściem do gmachu nie ma problemu. Podchodzę do obsługi klienta. – Chciałbym się spotkać z komendantem. Pani zza kontuaru podnosi telefon. – Jest tu Mikołaj Kryzysowy do pana komendanta – melduje. - Kto? – słyszę zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki. Po chwili powiedziano mi, że komendanta na razie nie ma, bo wyjechał. Kryzysowy Mikołaj wychodzi z niczym. Honor policji próbuje ratować jeden z funkcjonariuszy w cywilu. – Dał bym ci coś Mikołaju, ale wiesz zostawiłem portfel na górze. No cóż przynajmniej są dobre chęci.
Wrocławianie spotkani na ulicy przyjmowali Kryzysowego Mikołaja bardzo pozytywnie. Uśmiechali się, pozdrawiali, niektórzy w pośpiechu wyciągali komórki robiąc Mikołajowi zdjęcie. Od jednej z pań z dzieckiem usłyszeliśmy, że teraz już wszyscy są w kryzysie. Wbrew temu, co mówią spece od politycznego PR, kryzys nadciąga dużymi krokami, bo jak inaczej wytłumaczyć, że przez dwie godziny „kolędowania” Mikołaj zebrał tylko 35 groszy, jedną prezerwatywę i dwa baloniki. Jest jednak pewna rada i na to. Jeżeli nie wiecie, gdzie iść w czasie kryzysu drodzy wrocławianie – udajcie się do sex shopu...