Po dobrej drugiej połowie i zwycięstwie z Ruchem w Chorzowie piłkarze Śląska jechali do Warszawy na mecz z Legią z mocnym postanowieniem sprawienia niespodzianki. Zwłaszcza że legioniści byli ostatnio w lekkim dołku, czego skutkiem były dwie porażki z rzędu. Co prawda wyjazdowe, ale zawsze... Nawet trener Tarasiewicz, zazwyczaj wyważony w sądach, prorokował, że jego zespół sprawi gospodarzom sporo problemów. Szansa na to było o tyle większa, że trener Urban zapowiedział spore zmiany w kadrze, sadzając na ławce m.in. Rogera i Radovicia. Niestety dla wrocławian, okazało się to dobrym posunięciem, bo nowe ustawienie gospodarzy (m.in. z dwoma napastnikami) sprawdziło się bardzo dobrze. Już do przerwy było 3:0. Inna sprawa, że WKS, na to pozwolił. Wrocławianie, którzy ogólnie prezentowali się całkiem nieźle, w defensywie zagrali fatalnie. Błędy w ustawieniu i błędy indywidualne prowokowały sytuacje dla gospodarzy. Legia zagrała wysokim pressingiem, co powodowało sporo strat naszych graczy, zwłaszcza w środku pola.
A nic tego nie zapowiadało. Śląsk był równorzędnym rywalem dla Legii, momentami nawet długo prowadził grę. Kto wie, jakby potoczyły się losy spotkania, gdyby wyśmienite sytuacje wykorzystali Janusz Gancarczyk i Krzysztof Ostrowski. Niestety, obu zabrakło zimnej krwi, co z czasem skończyło się pogromem Śląska.
W drugiej połowie podopieczni Ryszarda Tarasiewicza już nie byli w stanie nic ugrać. Na dobrą sprawę nie stworzyli żadnej groźnej sytuacji pod bramką Muchy. Legioniści grali na luzie, cały czas kontrolując przebieg spotkania. Na nic się nie zdały zmiany, bo ani Krzysztof Ulatowski, ani Vuk Sotirović nie byli w stanie odmienić losów meczu. A gdy dodać do tego, że po przewie animusz stracili Gancarczyk i Krzysztof Ostrowski, jasne stało się że Śląsk będzie miał problem choćby ze zdobyciem honorowego trafienia. Martwi także forma Sotirovicia, a właściwie jej brak. Serb po kontuzji gra na razie niewiele, ale nawet jak jest na boisku, to praktycznie nic z tego nie wynika.
Porażka z Legią była raczej do przewidzenia. Choć z przebiegu, przynajmniej dużych fragmentów pierwszej połowy, można było pokusić się lepszy rezultat. Zabrakło skuteczności w kluczowych momentach, ale przede wszystkim zawiodła gra w tyłach. Gospodarze idealnie zneutralizowali atuty wrocławian, a podwajany Gancarczyk gasł z każdą minutą.
Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 4:0 (3:0).
Bramki: Iwański (10), Chinyama (32), Kumbev (40), Wawrzyniak (68).
Żk: Vuković (Legia). Sędziował: Adam Kajzer (Rzeszów). Widzów: 11000.
Legia: Mucha – Rzeźniczak, Astiz, Kumbev, Wawrzyniak –Rocki (78 Radović), Iwański, Vuković, Grzelak (85 Arruabarrena), Rybus - Chinyama (72 Roger).
Śląsk: Banaszyński –Wołczek, Celeban, Wójcik, Pawelec – Ostrowski, Łukasiewicz (61 Ulatowski), Mila (67 Sotirović), Dudek, J. Gancarczyk –Szewczuk.