- Dwa lata temu wybrałem się do Jerozolimy, by spełnić swoje marzenia. Pod ścianą płaczu spotkałem się z pewnym człowiekiem. Zaczęliśmy rozmawiać o Janie Pawle II i jego niespełnionych pragnieniach, czyli o podróżach do Rosji i Chin. Zrozumiałem, że muszę odwiedzić miejsca, które nie przyjęły papieża – mówi Rafał Walezy, pochodzący z Wrocławia podróżnik, a także fotografik, autor i tłumacz. Damian Żurawski, przyjaciel Rafała, aktor, scenarzysta oraz reżyser podpowiedział mu datę i miejsce startu. – Kiedy Rafał powiedział mi o swoich planach, pomyślałem, że dobrze byłoby rozpocząć podróż w symbolicznym miejscu i dniu – w Watykanie, w rocznicę śmierci Jana Pawła II. Postanowiłem wybrać się w tę drogę razem z Rafałem, on jechał na rowerze, a ja samochodem – mówi Damian.
Rozpoczęły się długie przygotowania do wyjazdu. Podróżnicy musieli zostawić prace i swoje rodzinne domy. Jak sami mówią, cudem udało im się zdobyć wizy. Poświęcili wszystkie swoje oszczędności.
Niebezpieczna droga
Wyruszyli z Rzymu, poprzez Austrię, Słowację, Czechy, Polskę, Ukrainę i Rosję, by po kilku miesiącach dotrzeć do odległej Mongolii oraz Pekinu – stolicy Igrzysk Olimpijskich. W ciągu pół roku pokonali 15 tysięcy kilometrów i 8 stref czasowych.
- Do końca nie wiedzieliśmy, czy nam się uda – mówi Rafał. – Bardzo niebezpiecznie było w Rosji. Tam na drogach nikt nie uważa. Pewnego razu cudem uszedłem z życiem, przejeżdżając pomiędzy dwoma tirami. Poza tym byłem łatwym łupem dla policji, która zatrzymywała mnie i chciała wyłudzić pieniądze – dodaje Damian.
W czasie wędrówki podróżnicy zatrzymywali się na nocleg w różnych miejscach. – Gościły nas wszystkie kościoły chrześcijańskie. Spaliśmy w lasach, stodołach, opuszczonych chatach, a także u zwykłych ludzi – opowiadają. Nie było im łatwo. Już na początku podróży Rafał, który przejechał całą trasę na rowerze, doznał poważnej kontuzji kolana. W Mongolii trafił do szpitala, gdzie bez znieczulenia wykonano mu bardzo bolesny zabieg. W czasie pokonywania pustyni, Damianowi zepsuł się samochód. Jechali w piekącym słońcu i w ulewnym deszczu. W końcu dojechali do celu.
Olimpijski Pekin
W Pekinie trwały właśnie Igrzyska Olimpijskie. Policja była szczególnie czujna, by nic nie zakłóciło ich przebiegu. Oni nie chcieli nikomu przeszkadzać, nie chcieli nawet wjeżdżać w tym czasie do stolicy Chin, ale tak akurat dostali wizy. – Trafiliśmy w sam środek olimpiady, 17 sierpnia. Najpierw podeszło do nas jedno koreańskie małżeństwo, zaczęli pytać nas, skąd przyjechaliśmy. Byli zdziwieni, że naszym celem nie jest olimpiada, a spełnienie marzeń Jana Pawła II. Na placu zaczęło zbierać się coraz więcej osób, zadawali nam pytania, z zaciekawieniem słuchali, robili nam zdjęcia. Kiedy zebrał się już spory tłum, nadeszła zaniepokojona policja - opowiada Damian. – Zaczęli pytać, co robimy, chcieli nas odsunąć na bok. W końcu ludzie się rozeszli.
Spełnienie marzeń
Chcieli spełnić dwa marzenia Jana Pawła II, odwiedzić Moskwę i Pekin. Udało im się zrealizować jeszcze jedno pragnienie, o którym nie wiedzieli. Na rok 2005 była zaplanowana pielgrzymka papieża do Mongolii. Niestety, z powodu choroby nie mógł już tam pojechać. – Kiedy dojechaliśmy do Ulaan-Bataar, miejscowy proboszcz potraktował nas jak dwa anioły - wspominają wędrowcy.
Takich radosnych sytuacji było bardzo dużo. W Wadowicach udzielił im błogosławieństwa kard. Stanisław Dziwisz. Nieznajomi ludzie przyjmowali ich jak swoich. Rafał i Damian opowiadają o troskliwym proboszczu cerkwi prawosławnej z Ukrainy, który ugościł ich w czasie przygotowań do Paschy, oraz o urodzinach Rafała, które niespodziewanie wyprawił mu prawosławny pop – radosnym śpiewie i rozgrzanej bani. Mają wiele wspaniałych wspomnień. Są szczęśliwi i wiedzą, że warto było zrealizować marzenia Jana Pawła II.