Idea powstała w latach 20-tych XX wieku w Ameryce Łacińskiej. Jednym z jej prekursorów był Diego Riviera, meksykański artysta, mąż malarki Friedy Kahlo.
Za pomocą ogromnych malowideł przedstawiano wtedy historię i kulturę poszczególnych krajów. Często poruszano też kwestie społeczne. Ten sposób ekspresji szybko przyswoiły sobie kraje komunistyczne. W PRL-u na ścianach pojawiały się czasem ogromne hasła, zachęcające do pracy lub oszczędzania w PKO. Artystyczne walory nie były jednak najwyższych lotów i budziły, zamiast podziwu, śmiech.
Dwa lata temu próbowano powrócić do idei murali w demokratycznej już rzeczywistości. Fundacja Artistik zorganizowała konkurs dla młodych twórców. Wygrała go studentka ASP Aleksandra Kuźmik. Jej barwny obraz ozdobił ścianę domu na skrzyżowaniu ulicy Sienkiewicza i Wyszyńskiego. Wtedy zdecydowano, że impreza będzie miała charakter cykliczny.
Okazało się również, że Wrocławiem są zainteresowani streetarterzy (twórcy działający w przestrzeni miejskiej). W ramach projektu "Artyści zewnętrzni. OUT OF STH", który został zorganizowany przez Galerię BWA Awangarda, na ścianach śródmiejskich kamienic pojawiły się nowe, intrygujące obrazy. Jednym z inspiratorów był Sławomir Czajkowski, artysta realizujący się między innymi w tym gatunku sztuki.
- Same pomysły były niespodzianką również dla nas – opowiada kuratorka wystawy Joanna Stempalska. – Oczywiście były one uzgadniane z plastykiem miejskim oraz zarządcami obiektów, ale sama treść stanowiła zagadkę aż do końca wykonania malunku.
Streetarterzy są zresztą znani z utrzymywania w tajemnicy swojej tożsamości. Nie chcą ujawniać imion i nazwisk, unikają także kontaktu z mediami. Nie dowiemy się na przykład, dlaczego artysta, ukrywający się pod pseudonimem Blue, ozdobił kamienicę przy ulicy Cybulskiego wizerunkiem śpiącej postaci. Tylko wyobraźni odbiorców pozostaje dociekanie "co malarz miał na myśli". W swojej twórczości artyści czerpią z wielu nurtów współczesnej kultury, zarówno z kreskówek, groteski jak i czarnego humoru.
Oryginalne zdobienia ścian wzbudzają mieszane uczucia. Wrocławianie zapewniają zwykle, że wolą nawet dziwny rysunek niż odrapany mur, choć nieraz nie rozumieją treści malunków. - Jakieś odrąbane ręce, krew, po prostu makabra – opowiada starsza pani spotkana w okolicy ulicy Kurkowej. – Nie wiem, o co w tym chodzi, ale jest to coś przerażającego.
- Moim zdaniem to fajna inicjatywa – zapewnia młoda kobieta spotkana na Wyspie Słodowej. – Ten obraz dziewczyny w sukni z liter mnie uderzył, gdy byłam tu na weekendowym spacerze. Zastanawiałam się długo, jaki związek mogła z tym mieć postać przedstawiona na sąsiednim domu.