Albo Cyganki, które chcą się za darmo umyć. Bo w miejskim szalecie przy pl. Powstańców Wielkopolskim jest nowocześnie, czysto... i pachnie.
Jeszcze nie tak dawno strach było wejść do miejskich szaletów. Nieprzyjemny zapach powalał z miejsca. Teraz sytuacja się zmienia. Przybywa toalet, z których można bezpiecznie i komfortowo skorzystać.
Jednym z takich przybytków jest szalet przy pl. Powstańców Wielkopolskich, niedaleko dworca Nadodrze. Pobyt w kabinie kosztuje 60 groszy. Za pisuar zapłacimy połowę, choć jak mówi pani Teresa, pracująca tutaj, nie wszyscy panowie chcą z pisuaru korzystać. - A szkoda, bo jak wychodzą z kabiny, to zostawiają obsikaną deskę i jest sporo do sprzątania - ocenia pracownica.
Pani Teresa od siedmiu lat pracuje w miejskich szaletach. Na Nadodrze przyszła z Krzyków, wcześniej był jeszcze szalet na Drobnera, choć tam niewielu ludzi przyjeżdżało. Z pracy ogólnie jest zadowolona, choć przyznaje, że to ciężka robota. Szalet czynny jest od 7.00 do 21.00 w dni powszednie i od 10.00 do 20.00 w soboty i niedzielę. - Po każdym trzeba sprawdzić stan kabiny, posprzątać toaletę, umyć umywalkę, przetrzeć podłogę i kafelki, dołożyć papier. Czasem ludzie zostawiają po sobie porządek, ale najczęściej w ogóle o tym nie myślą - mówi pani Teresa.
Zamykają się i szprycują
Innym problemem są klienci, którzy skorzystają i nie zapłacą. - W sobotę sześć osób mi uciekło. Wołałam za nimi, ale gdzie tam. Zwiewali aż się kurzyło - opowiada. W ciągu dnia ostro się narobi. Po przyjściu do domu nie ma już czasu ani siły na sprzątanie. - Ale liczy się każdy grosz. Jestem na zasiłku przedemerytalnym i bez tych dodatkowych pieniędzy byłoby ciężko - tłumaczy kobieta. Wcześniej pracowała w handlu i jako dozorczyni.
Pracując w szalecie można się zetknąć z różnymi sytuacjami. - Przychodzili tacy młodzi z dzieckiem w wózku. Mówili, że małego chcą przewinąć. A zamykali się na pół godziny w kabinie i szprycowali. Wychodzili, to musiałam ścierać krew ze ścian. W końcu im powiedziałam, że następnym razem nie wpuszczę. Przecież to strach po tych narkomanach sprzątać - wzdycha pani Teresa.
Innym przypadkiem są Cyganki, które wchodzą po kilka do kabiny i myją się. - Ja rozumiem, że człowiek czasem potrzebuje skorzystać z wody. Jest po podróży albo co, ale to wszystko przecież kosztuje. A ja jestem rozliczana z wody i nie stać mnie na fundowanie ludziom bezpłatnej kąpieli - dodaje kobieta.
Z wc przy pl. Powstańców Wielkopolskich regularnie korzysta pan pracujący w punkcie totolotka. Pamięta czasy, gdy nie było przyjemnie tu przychodzić. - A teraz się zmieniło aż miło. Czysto jest, elegancko i ładnie pachnie. Wszystko się zmienia, cała ta okolica. Przydałby się jeszcze tylko monitoring - mówi.
Neutralizator zapachów
- Też na to czekamy. Cały ten plac ma być monitorowany - potwierdza Michał Sowa, kierownik ds. usług komunalnych firmy SS Service, która zajmuje się utrzymaniem czystości w siedemnastu miejskich szaletach na terenie Wrocławia.
Efekty działania spółki widać. W szaletach jest czysto i nowocześnie. Są kabiny dla niepełnosprawnych i aparatury do neutralizacji nieprzyjemnych zapachów, jak na pl. Solnym. - Dbamy o wszystkie elementy wyposażenia. Jedna mydelniczka to koszt 100 -150 zł - dodaje Michał Sowa.
Stawki za korzystanie z toalet ustala miasto. Są to jednak bardzo niskie kwoty w porównaniu do choćby wc na Dworcu Głównym, gdzie trzeba zapłacić ponad 2 złote.
Kilka tygodni temu włamano się do szaletu. - Nasz rejon obsługuje komenda przy Rydygiera i sprawą oczywiście się zajęto. Ale monitoring znacznie poprawiłby bezpieczeństwo i to całego placu - podkreśla Sowa.
Miejmy nadzieję, że być może w ramach rewitalizacji okolicy dworca Nadodrze, monitoring wkrótce się pojawi.