Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Kąty Wrocławskie
Nasza autostrada (część 2)

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Autostrada nie posiadała większego znaczenia dla komunikacji w obszarze naszej gminy - Kąty Wrocłaskie. Jeździło się najczęściej innymi, bardziej wygodnymi trasami łączącymi miejscowości w gminie. Korzystano z niej więc do wyjazdów zdecydowanie dalszych.
Nasza autostrada (część 2)

Nasza autostrada (część 2)
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Nasza autostrada (część 2)
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Nasza autostrada (część 2)
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Samochody prywatne można było policzyć na palcach jednej ręki. Były zatem państwowe w nielicznych miejscowych firmach, czy służbach naszej gminy. Konieczne i popularne było więc korzystanie z transportu kolejowego PKP lub autobusowego PKS.

Była ona częstym motywem pocztówek wydawanych w tamtych latach, a najczęściej spotykanymi były: „Autostrada koło Wrocławia” przedstawiona na tle płaskiego terenu nizinnego lub „Autostrada koło Legnicy” ciągnąca się w krajobrazie łagodnych wzniesień przedgórza sudeckiego.

Wygląd autostrady sprzed 1945 roku przedstawiają najczęściej zachowane zdjęcia. Jest sporo zdjęć niemieckich z czasu budowy oraz z wojny, na których widzimy pozujących żołnierzy w pojazdach wojskowych. Zdjęcia te stanowiły pamiątkę szczególną dla tych, co powrócili do domu.

Na nielicznych zdjęciach rosyjskich widzimy jadące pojazdy wojskowe, punkty kontrolne, postaci w mundurach oraz drogowskazy wskazujące kierunek Berlin, Breslau czy napisy cyrylicą na podporach wiaduktów o treści MIN NIET (pol. min nie ma ).

Powojenne polskie dostępne zdjęcia, wykonywane przez posiadaczy aparatów fotograficznych, pokazują najczęściej momenty z postoju zamierzonego lub awaryjnego podczas podróży. Zdjęcia reporterskie, gdzie w tle widać autostradę, robione były w celu wykorzystania jej widoku na pocztówkach czy w gazetach np. z okazji imprez sportowych jak wyścigi kolarskie czy np. bicie rekordu Fiatem 125p.

Mimo nazywania jej autostradą od niemieckiego słowa Autobahn, nie potrafiliśmy się na niej zachować odpowiednio. No bo i gdzie mieliśmy się nauczyć. Była wtedy nowością. Jeżdżono tak jak po innych szosach, lecz zdecydowanie szybciej z racji dobrej betonowej nawierzchni, omijania miejscowości, bezkolizyjnych skrzyżowań i małej ilości pojazdów.

Zanim pojawiły się pierwsze samochody polskiej produkcji w ruchu były pojazdy z demobilu wojskowego, najczęściej amerykańskiego, niemieckiego lub przedwojenne osobówki różnego pochodzenia.

Pierwszym polskim samochodem, który spotykano na naszej autostradzie, była Warszawa M20, produkowana na „licencji” radzieckiej.

Był to solidny i toporny samochód, a jazda nim była nawet przyjemnością jak wspomina mieszkaniec Kątów, który często pokonywał w latach 50., trasę do okolic obecnego węzła Wrocław Wschód. Mimo miarowego klepania opon kół po złączach płyt, wyprawa tam i z powrotem przebiegała szybko i bezpiecznie. Naturalnie w tym kierunku było też kilka kilometrów bez klepania, bo po drobnej kostce granitowej. Masa pojazdu i duże koła robiły swoje. Efekt podróżowania podnosił zapach wnętrza samochodu, który był specyficzny i niepowtarzalny, a pochodził od materiałów użytych do wyposażenia wnętrza i benzyny.

Kierowcom z innych części Polski wizyta w naszym regionie dawała wiele frajdy, bo można było przejechać się nieznanym gdzie indziej rodzajem drogi - autostradą i to z betonową nawierzchnią. Niewątpliwie przeżycie niezapomniane i oryginalne od doznawanych efektów akustycznych. Zasnąć było trudno. Zjawisko to, niespotykane na innych szosach, wywoływało różne reakcje. Były żarty, kpiny oraz nerwy.

Przejazd z Wrocławia do np. Legnicy w latach 60. był w miarę bezpieczny z racji bezkolizyjności. Ale na jadącego mogły czyhać niespodzianki w postaci niezdecydowanego kierowcy podczas włączania się do ruchu lub zatrzymanego pojazdu i kręcących się przy nim ludzi. Zagrożeniem mogli być też rowerzyści, piesi lub zwierzęta. Całe szczęście wtedy nie rozwijano dużych prędkości ,a jadące pojazdy przebywały na pasie w dużym oddaleniu i w porę można było reagować.

Rok za rokiem mijał i nasz senny kawałek autostrady wzbogacił się o przydrożny bar nazwany „Oaza”. Umiejscowiono go tuż przy pasie wjazdowym w kierunku Wrocławia. Dzisiaj pod taką lokalizacją nie podpisał by się nikt z decydentów. Klientela mieszana, przyjezdni i miejscowi z przewagą tych drugich, którzy chętnie przychodzili tu na przysmaki tamtejszej kuchni geesowskiej i nie tylko. Wybór alkoholi był przedni, a gustowali w nim zdecydowanie nie kierowcy w podróży. Lubiane oraz bardzo modne były więc wypady do „Oazy”. Chętnych z miasta i okolic było sporo. Przychodziło się nie tylko na kurczaka z elektrycznego grilla, który był wtedy nowinką w polskiej gastronomii, ale na słynne flaki, golonkę i inne specjały PRL-owskie.

Niestety bar „Oaza”, nasz kącki hit tamtych czasów, protoplasta dzisiejszego MOP, nie pożył długo. Pewnego dnia zwinął się niespodziewanie, z miejsca gdzie stał parę lat. Zwyczajnie i po prostu spalił się. Niestety nie został odbudowany już nigdy. Zdążył jeszcze przed swoją zagładą obsłużyć w 1973 roku uczestników, działaczy i gości medialnego wydarzenia w świecie sportu automobilowego, znanego pod nazwą „ bicie rekordu Fiata 125 na podwrocławskiej autostradzie”.

Powstał więc inny bar, parę kilometrów dalej, na węźle pietrzykowickim, w stronę Wrocławia. Nazwano go najzwyczajniej „Relaks”. Też był pomysłem z naszej gminy. Jak na tamte czasy zapewniał rzeczywiście chwilę tego, co miał w swojej nazwie. Menu też proste, niewybredne i smaczne jak wtedy w gastronomii GS. W odróżnieniu do „Oazy”, miał przyległy parking, choć mały, pozwalał na chwilową przerwę w podróży.

Nasz przemysł motoryzacyjny robił wszystko, co mógł. Dokładniej to, na co mu pozwalano.

Na naszej autostradzie, jak i innych polskich drogach, zaczęły pojawiać się samochody osobowe, dostawcze ciężarowe i autobusy rodzimej produkcji. Demoludy, czyli bratnie kraje naszego bloku, miały też niemały wkład w dostawie sporej liczby pojazdów jeżdżących po naszych drogach. Jak dołożymy jeszcze pojazdy zachodnich i azjatyckich producentów, to robi się tego już sporo.

Samochód chciał mieć też przysłowiowy Kowalski. Na kupno samochodu stać było nielicznych. Marzenia o własnym samochodzie zrealizował dopiero w latach 70. z „maluch”, który stał się początkiem polskiej masowej motoryzacji. Dla większości tych, którzy go mogli kupić, był początkiem życiowej przygody motoryzacyjnej. Gdzie nim nie jeździliśmy? Kochaliśmy go i byliśmy z niego dumni. Opowiadaliśmy o nim niezliczone dowcipy i metody, czasami zaskakujące, przywracania go do dalszej jazdy.

Nasza autostrada jak była dwupasmowa, tak nią dalej pozostaje. Z roku na rok ruch się zagęszczał. Irytujące akustyczne efekty pochodzące od „klepania” na złączach próbowano „załatać’ asfaltowym dywanikiem, co na dłuższą metę nie zdało egzaminu. Dopiero wymiana płyt na ciągłą betonową wylewkę pokazała, co to jest normalna i niezmącona jazda.

Myślący mieszkańcy gminy, a przynajmniej ci, którzy mogą wjechać najszybciej na nią z dwóch istniejących węzłów, już ją omijają z daleka. Jak mieli okazję stać np. w godzinnym korku widząc swoją miejscowość, teraz już nie zaryzykują. Korzystają z niej jedynie samochody ciężarowe i osobowe pokonujące kilkuset kilometrowe trasy.


Zbigniew Kuriata, Stowarzyszenie Miłośników Ziemi



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl