Na placu Dominikańskim, z budowlanego żurawia wysunęły się panele od rusztowania ważące około tony. -Widziałem jak ludzie w popłochu odskoczyli w bok. Jedni piszczeli, a inni, którzy stali w bezpiecznej odległości, oniemieli ze strachu - mówi świadek zdarzenia Stanisław Kowalczyk. - Nie wiedziałem co mam zrobić. Ogromny huk i widok spadających metalowych elementów zupełnie zbił mnie z tropu, a gdyby tam były dzieci? - dodaje.
Pan Stanisław, jako jeden z przytomniejszych świadków zdarzenia, wezwał na miejsce straż miejską. Według mężczyzny, mimo widocznych dowodów, strażnicy nie zrobili nic, aby ukarać winnych niestarannie zabezpieczonej budowy.
- Strażnicy miejscy przybyli na miejsce zaraz po zdarzeniu. Wykonali oni niezbędne czynności do nich należące – tłumaczy Sławomir Chełchowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej we Wrocławiu. - Spisano świadków, a sprawę skierowano do inspektora budowlanego - dodaje.
Budowa na placu dominikańskim trwa już od dwóch lat. Niebawem powstanie tam wielofunkcyjny kompleks składający się z dwóch obiektów: mieszkalno-apartamentowego oraz hotelowego. Obiekt to wysoki budynek mający 7 kondygnacji nadziemnych i 2 podziemne.
- W trakcie załadunku elementów zdemontowanego rusztowania na pakę samochodu, panele zsunęły się w czasie przenoszenia. Stało się tak dlatego, bo samochód ciężarowy, który stał na terenie budowy, był wyższy niż ogrodzenie (zamontowane zgodnie z przepisami) - tłumaczy Andrzej Długosz, rzecznik prasowy Mota-Engil Polska. - Niestety, doszło do obsunięcia się tych elementów przez ogrodzenie na przylegający chodnik – dodaje.
Według rzecznika, zdarzenie to należy rozpatrywać w kategoriach nieszczęśliwego wypadku, do którego, niestety, od czasu do czasu może dojść, niezależnie od woli i przygotowania.
Tym razem nie doszło do tragedii i nikt z osób wtedy znajdujących się tego feralnego dnia blisko budowy nie ucierpiał. Mieszkańcy pobliskiego osiedla skarżą się jednak, że to nie pierwszy tego typu przypadek. Narzekają na hałas i pył unoszący się w powietrzu. Boją się tamtędy przechodzić.
- Nie wyobrażam sobie, żeby coś takiego mogło się w przyszłości powtórzyć. Już od dawna omijam to miejsce szerokim łukiem – mówi świadek zdarzenia, mieszkanka Cichego Kącika.