Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
Rozmowa z Wojciechem Popkiewiczem

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Rozmawiamy z Wojciechem Popkiewiczem - wrocławianinem, reżyserem telewizyjnym i podróżnikiem.

Podróżnik to człowiek ciekawy świata. Czy jako dziecko często chodził Pan na wagary?

Oczywiście, że tak. Chyba każdemu uczniowi, to się zdarza. Ba, czasem doprowadzałem moją matkę do rozpaczy, bo już jako 7-10 latek potrafiłem zniknąć z domu. Czasem nawet na dwa dni. Gdy byłem mały, mieszkaliśmy na wrocławskim Oporowie. W tamtych czasach było tam dosyć niebezpiecznie, bo jeszcze dookoła nie rozbrojono pól minowych. I właśnie tam najczęściej chodziłem... Uważam, że jeśli ktoś nie ucieknie choć raz, to jego życie będzie naprawdę prozaiczne.

Później, w okresie buntu młodzieńczego, też Pan uciekał?

Jasne, że tak. W tle bywał na przykład konflikt z ojcem. Miał swoje racje. Dziś brakuje mi sporów z nim. Wtedy byłem spragniony wolności. W pogoni za nią, pakowałem plecak, szedłem na szosę i jechałem w nieznane.

W tamtych czasach raczej ciężko było z podróżowaniem po Europie. Gdzie Pan jeździł?

Przez blisko 20 lat włóczyłem się po Polsce autostopem lub rowerem. Raz udało mi się pojechać do NRD. Szczególnie kuriozalnym wydarzeniem z tamtego okresu życia, był fakt, że będąc 8 maja, w rocznicę zakończenia wojny, w Dreźnie, widziałem czerwone flagi z napisem - „Niech żyje dzień zwycięstwa”(Drezno w czasie wojny zostało niemal doszczętnie zniszczone nalotami dywanowymi przez aliantów – przyp. red.). Uwierzy Pan...

Okres buntu młodzieńczego minął. Skończył Pan studia, zrobił doktorat, ale zamiast wybrać karierę naukową, postanowił Pan pójść inną drogą...

To prawda, niespokojna dusza gdzieś we mnie została. Jeszcze w czasie studiów założyłem z muzykami z Akademii Muzycznej studio piosenki „Ad libitum” we wrocławskim Klubie Muzyki i Literatury. Dostaliśmy kilka nagród. Występowaliśmy na Festiwalu Opolskim. Tam też zaistniała moja piosenka z tekstem opartym na motywie Fryderyka Chopina - „Romantyczność” w wykonaniu Joanny Rawik. Bisowała ją także w Sopocie. Konkurs był jednak ustawiony, musiał go wygrać piosenkarz z bratniego kraju.

Byliśmy nawet represjonowani (śmiech). Zabroniono nam występów we wszystkich klubach studenckich, bo odmówiliśmy koncertu na placu Wolności z okazji święta 1 Maja. Po prostu nie chcieliśmy grać do kiełbasek z ciężarówek. Takie były czasy...

Później trafił Pan do radia, a następnie do telewizji i zaczął podróżować...

Nie tak szybko. Na początku realizowałem cykl programów „Ballada o Drodze”, później serię „W rajskim ogrodzie”. Początkowo we wrocławskim Ogrodzie Botanicznym. Doszło jednak do konfliktu z jego dyrektorem. Wpadliśmy, więc na pomysł, żeby wyjechać z kraju.

To gdzie pojechaliście?

- Na początku dość blisko, bo do Szwecji. W sumie z kamerą obskoczyliśmy jeszcze 42 kraje. Byliśmy między innymi w Indiach, Nepalu, Chile, Ekwadorze, Madagaskarze, Tanzanii, Kostaryce, Wietnamie, Sri Lance...

Jak jest w tych egzotycznych krajach?

Nieśmiało mogę powiedzieć, że tamten świat jest zupełnie inny, niż pokazują go media. To, co codziennie widzimy na ekranach telewizorów czy czytamy w gazetach, jest jedynie jego fałszywym odbiciem. Faktycznie, ludzie żyją tam autentyczniej i ekspresyjniej, choć nieporównywalnie biedniej niż u nas. Nie oznacza to jednak, że są nieszczęśliwi. Wprost przeciwnie. Im dalej na południe od Polski, tym ludzie uśmiechają się częściej i są dla siebie bardziej życzliwi.

Objechał Pan niemal jedną trzecią państw na globie. Gdzie leży rajski ogród?

W krajach, które miałem okazję odwiedzić, jest wiele uroczych zakątków. Najbardziej magicznym przyrodniczo miejscem były dla mnie potężne wodospady Iquazu położone na zbiegu granic Paragwaju, Brazylii i Argentyny. Można do nich dojechać tylko kolejką wąskotorową. Są otoczone drzewiastymi paprociami i sukulentami jak z epoki dinozaurów. Jest też piękna kwitnąca dżungla i  stada ptaków unoszących się nad piekielnie spienionymi wodami.

Niezwykle jest również w górach Nepalu na styku deszczowych lasów z lodowcami. Proszę sobie wyobrazić na trzech tysiącach metrów są jeszcze epifity na drzewach, rododendrony i wilczomlecze… Nad tym wszystkim górują śnieżnobiałe himalajskie szczyty.

Czy jest miejsce, do którego chciałby Pan jeszcze wrócić?

Na pewno na Madagaskar. Urok tamtejszej przyrody jest nieporównywalny. Intensywnie czerwona ziemia, dżungla z lemurami i kameleonami… Oprócz tego Madagaskar, to kilka tysięcy kilometrów bezludnych plaż, gdzie można poczuć się wolnym i szczęśliwym. Mieszkańcy wyspy Malgasze, to z punktu widzenia etnologa, ciekawa mieszanka Afrykanerów z Polinezyjczykami. Przepiękne są kobiety. Co więcej, każda z nich chce mieć kontakt intymny z białym mężczyzną.

A co na to ich mężowie? Nie mają nic przeciwko?

Na Madagaskarze urodzenie dziecko białemu mężczyźnie dodaje rodzinie prestiżu. Partnerzy Malgaszek zachowują się tak, jakby nie mieli nic przeciwko temu. Sam miałem taką sytuację, kiedy dwie tamtejszy siostry zaciągnęły mnie do chatki, żeby wyprać mi poplamioną koszulę. Koledzy musieli mnie ratować.

Skoro rozmawiamy o kobietach, to czy Polki są faktycznie najpiękniejsze na świecie?

Są ładne. Najbrzydsze moim zdaniem są mieszkanki Skandynawii. Zanim tam pojechaliśmy, myśleliśmy, że kobiety z obrazów Boscha, to czysty surrealizm. Okazało się jednak, że tak nie jest.

Mi osobiście najbardziej do gustu przypadły Syngaleski ze Sri Lanki. Z urody są podobne do Hindusek, mają ciemne oczy i włosy, a przy tym jakby trochę europejskie rysy. Ubierają się kolorowo i gustownie. Są jak egzotyczne ptaki. A propos kobiet, przypomina mi się jedna śmieszna historia.

Jaka?

Wraz ze znajomym szliśmy po ulicach Rio de Janeiro i wtedy kolega patrząc na zgrabną ciemnoskórą dziewczynę powiedział – „Wojtek, patrz jaka fajna d….!”. Na to ona obraca się do nas i mówi – „Dzień dobry Panom”. Zdębieliśmy. Później okazało się, że ma męża Polaka.

Oprócz anegdotki z Brazylii pewnie miał Pan więcej przygód. Była jakaś szczególnie niebezpieczna?

Jasne, że tak. W Indiach zepsuł się nam samochód po kolizji z bykiem. Na szczęście nie była to święta dla Hindusów krowa. W każdym razie musieliśmy go naprawić, a w pobliżu była tylko mała wioska, gdzie mieszkał miejscowy mechanik. Zaczęło się zmierzchać. Mieszkańcy wioski zgromadzili się dookoła samochodu, a mechanik pracował w świetle kaganków. Postanowiłem się przejść po chodniku pomiędzy chatami. Nagle poczułem, że się zapadam w czymś ciepłym, lepkim i „przyjemnym” aż po szyję. Cudem udało mi się z tego wyjść cało. Jak się później okazało wpadłem do wioskowego szamba. Była jedna dobra strona tej „kąpieli” – po tak bliskim spotkaniu z miejscowymi zarazkami przynajmniej nie chorowałem jak wielu Europejczyków w Indiach.

Zbliżają się wakacje. Jakie miejsce do wypoczynku poleciłby Pan wrocławianom?

W Polsce na pewno Karkonosze. Zwłaszcza, że po otwarciu granic możemy swobodnie się po nich poruszać i przejść szlakami na stronę czeską. Natomiast za granicę warto wybrać się na przykład na Korsykę. Ta wyspa, to całe piękno świata w pigułce. Zadowoleni z wakacji na niej będą zarówno miłośnicy gór jaki i morza. Dla lubiących historię też coś się znajdzie, na przykład forty. Najlepiej jechać na nią albo w czerwcu albo w drugiej połowie sierpnia, bo wtedy jest na niej mniej turystów i co ważne - taniej.


Bartłomiej Sarna



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl